[b][link=http://www.rp.pl/galeria/275010,1,358185.html" "target=_blank]Zobacz galerię[/link] [/b]
W każdy weekend na całym świecie piłkarze łamią sobie nogi, rozcinają głowy i wybijają zęby. Tysiące graczy traci zdrowie, wielu nie wraca na boiska, ale głośno o takich wypadkach tylko wtedy, kiedy pokaże je telewizja. Przypadek Marcina Wasilewskiego jest nietypowy. Zwykle to napastnik pada ofiarą brutalności obrońcy. Tym razem było odwrotnie.
Atak Axela Witsela już został powszechnie potępiony, a on sam słusznie ukarany. 20-letni gracz Standardu uważany jest za jeden z największych talentów w Belgii i do tej pory znany był przede wszystkim z dobrej gry, a nie fauli. Może, zderzając się z Wasilewskim, na chwilę wyłączył wyobraźnię i dlatego nie cofnął nogi. A może wyprostował ją z premedytacją. Jego żal i skrucha są, miejmy nadzieję, szczere, od kiedy zorientował się, jakie mogą być konsekwencje ataku. Ale podobno wcześniej Witsel pokazywał ślady, jakie na plecach zostały mu po korkach Wasilewskiego, który przebiegł się po Belgu w jednym z poprzednich meczów.
Dobrze wiadomo, że gra Wasilewskiego daleka jest od finezji, a jego główne atuty to imponujące warunki fizyczne, wyjątkowa siła i umiejętność walki wręcz. W poprzednim sezonie został dziesięć razy ukarany żółtą kartką (najwięcej w drużynie) i raz czerwoną. Wasilewski nazywany jest w Belgii polskim czołgiem, nie ma opinii dżentelmena i chociaż nikt nie wyznaczył ceny za jego nogi, to szykowano się do czegoś w rodzaju polowania. Nawet jeśli Witsel nie przewidział tragicznych skutków swojego ataku, to królem polowania został. Z punktu widzenia wielu belgijskich piłkarzy pożytek z tego podwójny: ukarany został zawodnik, który nie szanował przeciwników, i osłabiona jego drużyna.
[srodtytul]W eskorcie policji[/srodtytul]