Rynki akcji są obecnie na takim etapie, że nawet nie najlepsze dla nich informacje są ignorowane. Przykładem wieści z amerykańskiego rynku nieruchomości, gdzie w październiku liczba rozpoczętych budów spadła o blisko 11 proc., do 529 tys. Był to najgorszy wynik od kwietnia tego roku, choć w październiku Amerykanie mogli korzystać z rządowej ulgi podatkowej. Reakcja rynku była raczej symboliczna. Indeksy wprawdzie spadły, ale skala przeceny nie była duża. Wcześniej giełdy podobnie zareagowały na dane o produkcji przemysłowej.
Co ciekawe, reakcja na wczorajsze dane z USA była bardziej widoczna na GPW niż na Wall Street. WIG20, który znajdował się nieznacznie pod kreską, po ich publikacji spadł o ponad 1 proc. W dalszej części sesji stracił kolejny i ostatecznie na koniec dnia podliczono go o 2,3 proc. niżej niż w środę. Obroty akcjami wyniosły 1,6 mld zł, z czego ponad połowa przypadła na akcje firm mających największy wpływ na WIG20.
O ile we wtorek spadki były spowodowane raczej cofnięciem popytu niż zwiększoną aktywnością sprzedających, o tyle wczoraj chęć realizacji zysków rosła z godziny na godzinę. Ale nastroje na rynku pozostają optymistyczne. W części komentarzy pojawia się teza, że giełda może jeszcze zyskać, ponieważ inwestorzy liczą, że trwająca od lutego hossa zamknie rok tzw. rajdem Świętego Mikołaja. Do grudnia pozostało wszak już tylko kilka sesji. Tyle tylko, że patrząc na historyczne notowania WIG, czegoś takiego jak rajd Świętego Mikołaja, czy też jak kto woli efekt grudnia, nie ma. Przeciętna miesięczna zmiana indeksu (podczas miesięcy wzrostowych) wynosi na GPW nieco ponad
5,4 proc. W historii giełdy w grudniu tylko siedem razy udało się wypracować lepszy wynik. Ostatni raz w 2003 r. Średnia zmiana indeksu w ostatnim miesiącu roku to 4,4 proc.
Zresztą patrząc historycznie na indeks S&P, również trudno się dopatrzyć takiego zjawiska. Od początku lat 80. przeciętny miesięczny wzrost indeksu wyniósł 2,8 proc., podczas gdy średnia dla grudnia to tylko 1,7 proc.