Kryzys zaskoczył firmy, przerywając rynkową sielankę

Polskie przedsiębiorstwa nie spodziewały się nadejścia głębokiego kryzysu. Takie wnioski przynosi dokładniejsza analiza ich wyników. Rosnące inwestycje i zatrudnienie szły bowiem w parze z silnym spadkiem zysków. Ale perspektywy nie są złe

Publikacja: 23.11.2009 18:54

Efektywność zatrudnienia

Efektywność zatrudnienia

Foto: Rzeczpospolita

Tegoroczna „Lista 2000” wygląda jak obraz sielankowej koniunktury, przerwanej znienacka przez finansową burzę. Trudno inaczej wytłumaczyć, dlaczego w 2008 r,. przy dość szybkim wzroście przychodów – o 12 proc. (w 2007 r. było to 15 proc.) – największe polskie firmy zanotowały jednocześnie bardzo głęboki spadek zysków – o 30 proc. (w 2007 r. wzrost o 27 proc.). Przy czym w tym samym czasie zwiększyły zarówno inwestycje – średnio o 11 proc. (49 proc.), jak też zatrudnienie – średnio o 3 proc. (4,5 proc.). Jak wiadomo, trudno zatrzymać nagle rozpoczęte projekty inwestycyjne lub zwolnić zatrudnionych dopiero co pracowników. Najwyraźniej mało kto się spodziewał, że może dojść do nagłego załamania popytu. Niewielu menedżerów przewidziało, że wpływy mogą nie pokryć części wydatków.

Co więcej, prawdopodobne jest, że na wynikach firm z listy zaciążyły niesławne opcje walutowe. Największy spadek wyników zanotowały przedsiębiorstwa z branż silnie uzależnionych od eksportu, mimo że osłabienie kursu złotego teoretycznie równoważyło spadek zamówień z zagranicy.

Można oczekiwać, że w 2009 r. wyniki będą jeszcze słabsze, ponieważ przed rokiem jedynie czwarty kwartał był wyjątkowo zły dla gospodarki. W tym roku pierwsze półrocze było dnem kryzysu, a dopiero w trzecim kwartale zaczęło się bardzo powolne ożywienie. Bardzo powolne, ponieważ wykorzystanie mocy produkcyjnych jest dość niskie, jednocześnie rośnie bezrobocie, trudno zatem oczekiwać, że inwestycje i konsumpcja nagle wystrzelą w górę. Jeżeli firmy będą odpowiadać na rosnący popyt, to poprzez większe wykorzystanie mocy, a nie nowe projekty rozwojowe.

Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że w przeciwieństwie do kryzysu, przez jaki Polska przeszła w latach 2001 i 2002, tym razem skala zaskoczenia nie jest tak duża. Firmy, wchodząc w obecny kryzys, nie były przeinwestowane, zatrudnienie nie było o kilkadziesiąt procent za duże w stosunku do realnych perspektyw popytu, jak to miało miejsce przed niecałą dekadą. A co najważniejsze, sytuacja płynnościowa przedsiębiorstw nie jest tak zła. Mimo czarnych prognoz niektórych analityków Polski nie dotknęła jeszcze fala bankructw.

Trudno jednak znaleźć branżę, która oparłaby się spadkowi wyników. Dekoniunktura tnie równo. Najbardziej dotknięte zostały przedsiębiorstwa uzależnione od światowej koniunktury: producenci metali, wyrobów chemicznych, samochodów, odzieży czy mebli.

[srodtytul]Dotknęło niemal wszystkich[/srodtytul]

Zysk producentów metali obniżył się aż o 67 proc. Powód jest prosty: gwałtowna obniżka cen surowców na świecie. To przez to gospodarki tak silnie uzależnione od najprostszych form przemysłu, jak Ukraina czy Rosja, przeżywają bardzo głęboką recesję. Ta branża ma jednak szansę dość szybko wyjść z dołka, jeżeli tylko na rynkach będzie utrzymywał się optymizm. Ceny metali bardziej zależą bowiem od nastrojów i prognoz niż od realnych fundamentów gospodarki. Miedź czy aluminium już drożeją w reakcji na coraz lepsze informacje napływające z Chin.

Dość mocno kryzys odczuli również producenci artykułów chemicznych (spadek wyników średnio o 37 proc.). Oni są dostawcami dla wielu branż, które za granicą znalazły się w centrum trzęsienia ziemi, jak budownictwo czy przemysł samochodowy.

W Polsce wyniki producentów aut obniżyły się o 34 proc. Ale ten rok powinien być dla nich akurat lepszy ze względu na programy wspierające zakupy nowych pojazdów, jakie wprowadziły m.in. Niemcy, Włochy czy Stany Zjednoczone. Choć wciąż nie wiadomo, na ile to wsparcie przełoży się na długookresowy wzrost popytu, a na ile był to tylko chwilowy impuls. Producenci aut na świecie twierdzą, że perspektywy sprzedaży znacznie poprawiły się w porównaniu z prognozami sprzed kilku miesięcy.

Co ciekawe, relatywnie nieźle radziły sobie nasze firmy budowlane, których wyniki spadły średnio tylko o 3,3 proc. Jest to zapewne wynik realizacji szeregu projektów infrastrukturalnych, finansowanych ze środków Unii Europejskiej.

[srodtytul]Uratowani[/srodtytul]

Warto przyjrzeć się branżom, w których nie widać uderzenia recesji. One mogą być bowiem wskazówką, gdzie istnieją najciekawsze nisze, w których jeszcze można zarabiać duże pieniądze. Aż o 80 proc. wzrósł zysk producentów klasyfikowanych w kategorii urządzenia medyczne, optyczne i precyzyjne. Wśród nich najlepiej wypadają producenci sprzętu medycznego, tacy jak HTL Strefa, Aesculap Chifa. Wciąż dobrze radzą sobie również firmy informatyczne, których zysk wzrósł łącznie o 17,8 proc. Choć należy przyznać, że nie mała w tym zasługa gwałtownego zmniejszenia się straty Sygnity (z 81 do 1,3 mln zł).

Mimo to branża ma szanse nadal korzystać na wzroście zapotrzebowania na informatyzację biznesu oraz administracji publicznej. Nieźle wypadły również przedsiębiorstwa zajmujące się przetwórstwem odpadów, które zwiększyły średnio zyski o 18 proc. Wszystkie te przykłady pokazują, że najlepiej wypadają branże, które korzystają nie na zmianach koniunktury, ale na zmianach w zacofanych obszarach polskiej gospodarki.

[srodtytul]Boom inwestycyjny i zatrudnieniowy trwał w najlepsze [/srodtytul]

W wynikach firm z „Listy 2000” wyraźnie widać ich ambitne plany inwestycyjne, ponieważ nakłady na inwestycje zwiększyły się o 11 proc. A nie ma nic lepszego dla dobrobytu niż szybki wzrost inwestycji. Oznacza on bowiem, że obecnie ludzie rezygnują z części możliwej konsumpcji, aby zwielokrotnić swój dochód w przyszłości.

Problem w tym, że to pieśń przeszłości. Rozpoczęte projekty trudno jest szybko zakończyć, szczególnie jeżeli kryzys uderza niespodziewanie. Już w zeszłym roku w wielu branżach nakłady inwestycyjne spadły, a ogólny przyrost to tylko uśredniony obraz. W tym roku wydatki na rozwój zapewne wykażą ujemną dynamikę, a prawdziwe ożywienie gospodarcze nie nadejdzie, dopóki ta tendencja się nie odwróci. To jest jedno z kluczowych pytań – kiedy to się stanie?

[wyimek]Bez masowego napływu zagranicznego kapitału trudno liczyć na postęp gospodarczy i technologiczny w Polsce. Dlatego tak istotne jest, aby rząd wprowadzał jak najwięcej zachęt dla firm chcących rozwijać działalność w naszym kraju.[/wyimek]

Zapewne nieprędko. Jak pokazują dane GUS, w połowie roku wykorzystanie mocy produkcyjnych spadło poniżej 70 proc., a to poziom widziany ostatni raz na przełomie lat 2001 i 2002 – czyli podczas ostatniego kryzysu w Polsce. Oznacza to, że przemysł pracuje na niecałe trzy czwarte gwizdka. Wprawdzie w trzecim i czwartym kwartale ten poziom zwiększył się o kilka punktów procentowych, do 73 proc., co pokazuje, że dołek mamy już za sobą. Ale poprzednim razem odbicie w inwestycjach nastąpiło dopiero, kiedy wykorzystanie mocy produkcyjnych zbliżało się do 80 proc. Może to zająć jeszcze co najmniej dwa lata. Podczas poprzedniego kryzysu trwało to jeszcze dłużej.

Co ciekawe, o 5 proc. swoje inwestycje obniżyły w 2008 r. przedsiębiorstwa zagraniczne. Najwidoczniej najwcześniej wyczuły one nadchodzące zawirowania gospodarcze. Nieprawdziwe okazały się opinie, że w czasach recesji zagraniczne koncerny mogą z jeszcze większą determinacją szukać taniej siły roboczej. Tymczasem bez masowego napływu zagranicznego kapitału (nawet w formie reinwestowanych zysków już obecnych w kraju podmiotów) trudno liczyć na postęp gospodarczy i technologiczny w Polsce. Dlatego tak istotne jest, żeby rząd wprowadzał jak najwięcej zachęt dla inwestorów zagranicznych chcących rozwijać działalność w Polsce.

Długo będzie trzeba również czekać na poprawę sytuacji na rynku pracy. W zeszłym roku firmy z „Listy 2000” zwiększyły zatrudnienie średnio o ok. 3 proc., ale – podobnie jak w przypadku inwestycji – ten rok będzie zapewne gorszy. Decyzje o zatrudnieniu lub zwolnieniu pracowników zapadają zwykle z dużym opóźnieniem w stosunku do zmian w gospodarce. Jak już rozpocznie się proces zwalniania, trwa zwykle przez kilka kwartałów ze względu na duże koszty finansowe z tym związane.

[srodtytul]Mniej węgla, więcej aut[/srodtytul]

Analiza „Listy 2000” to jednak nie tylko okazja do podsumowania wyników finansowych oraz perspektyw rozwojowych firm, ale także możliwość spojrzenia na stan i strukturę polskiej gospodarki z szerszej perspektywy. Porównaliśmy tegoroczną listę z tą sprzed pięciu lat, żeby zobaczyć co zmieniło się po wejściu Polski do Unii Europejskiej.

Zaskakująco niewiele zmian następuje w strukturze branżowej największych przedsiębiorstw w kraju. Może to być znak, że polska gospodarka ustabilizowała się po okresie szybkiej transformacji, ale jednocześnie jest to wskazówka, że bez bardziej zdecydowanych decyzji strategicznych ze strony rządu (na przykład dotyczących inwestycji w naukę i nowe technologie) Polska nie uczyni kolejnego kroku do przodu. Nie stanie się gospodarką opartą na wiedzy.

Przez pięć lat niezmiennie dominującą pozycję utrzymuje branża handlu hurtowego, która odpowiada aż za jedną piątą przychodów wszystkich firm naszego zestawienia. Jej udział nie zmienił się ani o jeden punkt procentowy. Na drugim miejscu, z udziałem niecałych 8 proc., znajdują się producenci i dystrybutorzy energii oraz wody, chociaż przed pięciu laty odpowiadali oni aż za 12 proc. obrotów firm z listy. Mniejszą rolę odgrywa również kopalnictwo (spadek z 3,3 do 1,6 proc.), co jest zasługą restrukturyzacji kopalń węgla i spadku cen surowców, oraz produkcja żywności (z 6,4 do 4,8 proc.), transport (z 5 do 3,7 proc.) oraz łączność (z 5,2 do 3,3 proc.).

Z drugiej strony wyraźnie widać efekty dużych inwestycji ze strony producentów samochodów, którzy w ciągu pięciu lat zwiększyli swój udział w liście z 4,3 do 6,8 proc. W ostatnich latach Polska nadgoniła nieco Słowację i Czechy w wyścigu o przyciąganie inwestycji w tej branży. Innym charakterystycznym trendem jest rosnąca rola handlu detalicznego (wzrost 4,8 do 6,2 proc.), za co odpowiada niewątpliwie boom konsumpcyjny związany z bardzo wysoką dynamiką płac obserwowaną w latach 2006 – 2008.

Prawdopodobne jest, że ta branża wciąż ma przed sobą dobre perspektywy rozwoju, ponieważ w długim terminie wynagrodzenia w Polsce będą rosły – niewątpliwie szybciej niż na Zachodzie. Mimo szybkiego rozwoju wciąż natomiast bardzo niski i nie przekraczający 1 proc. jest udział branży informatycznej. Nie pomaga fakt, że Polska ma wiele sukcesów naukowych w tej dziedzinie. Najwyraźniej jednak wciąż szwankuje transfer wiedzy z krajowych wyższych uczelni do biznesu.

[srodtytul]Dominacja firm zagranicznych[/srodtytul]

Niemal połowa przychodów przedsiębiorstw z listy generowana jest przez zagranicznych inwestorów. Co więcej, ich udział się zwiększa – przez ostatnie pięć lat wzrósł z 40 do 45 proc. W 2004 r. na liście było 710 firm należących do kapitału zagranicznego, w tym roku jest ich niemal 800. Największe i najbardziej znane przedsiębiorstwa z tej grupy to m.in. Telekomunikacja Polska, Grupa Metro, Fiat, Jeronimo Martins czy ArcelorMittal. Trudno właściwie znaleźć branżę, w której nie zajmują one dominującej pozycji. Wyjątki stanowią branże spożywcza, budowlana (dominacja prywatnego kapitału polskiego) oraz kopalnictwo i produkcja paliw (zdecydowana dominacja własności państwowej).

[wyimek]Kłuje w oczy fakt, że najwyżej uplasowana firma należąca wyłącznie do polskich przedsiębiorców zajmuje dopiero 37. pozycję na „Liście 2000”. To Emperia Holding. Wszystkie miejsca powyżej są zajęte przez inwestorów zagranicznych i państwowe kolosy. I szybko się to nie zmieni.[/wyimek]

Firmy zagraniczne dominują również pod względem wskaźników efektywności i wydajności. W tegorocznym zestawieniu ich średnia rentowność netto wynosiła 5,1 proc., w porównaniu z 2,7 proc. w polskich firmach prywatnych i 3,2 proc. w podmiotach kontrolowanych przez Skarb Państwa. Średni przychód w przeliczeniu na jednego pracownika wynosił w firmach zagranicznych 780 tys. zł, w polskich prywatnych – 621 tys. zł, a w państwowych 467 tys. zł.

Wniosek jest jednoznaczny. Obecność kapitału zagranicznego wciąż jest jednym z głównych źródeł podnoszenia produktywności w polskiej gospodarce. Zagraniczne firmy mają lepszą technologię, lepszy dostęp do kapitału i rynków zagranicznych. To jest poważny argument przeciwko tym, którzy uważają, że zbyt dużo polskich firm znalazło się w rękach podmiotów z innych krajów. Dobrym przykładem jest branża energetyczna, wciąż znajdująca się w znacznej mierze pod kontrolą Skarbu Państwa. Potrzebuje ona doinwestowania, a zrobić to mogą tylko duże zagraniczne koncerny.

Pozycja polskich prywatnych przedsiębiorstw na liście się nie zmienia. W tegorocznym zestawieniu ich obroty stanowiły 30 proc. całości przychodów, dokładnie tyle samo, ile na pierwszej „Liście 2000”. Kuje w oczy fakt, że najwyżej uplasowana firma należącą wyłącznie do polskich przedsiębiorców zajmuje dopiero 37. miejsce, jest to Emperia Holding. Wszystkie pozycje powyżej są zajęte przez zagranicznych inwestorów i państwowe kolosy. Istnieje duża szansa, że ta sytuacja będzie się zmieniała, w miarę jak polski kapitał będzie rósł w siłę. Jest to jednak perspektywa długookresowa.

[srodtytul]Państwowe bardziej efektywne[/srodtytul]

Silna pozycja na liście firm znajdujących się pośrednio lub bezpośrednio pod kontrolą rządu nie może cieszyć zwolenników zmniejszania roli państwa w gospodarce. Wciąż odpowiadają one aż za 23,7 proc. przychodów firm z zestawienia, choć jest to o 4 pkt. proc. mniej niż na pierwszej „Liście 2000”. Proces prywatyzacji od lat idzie dużo wolniej niż zakładał każdy z kolejnych rządów. Państwo jest obecne nie tylko w sektorach uznawanych przez niektórych za kluczowe dla bezpieczeństwa strategicznego (produkcja paliw) lub wrażliwe politycznie (górnictwo), ale praktycznie w każdej branży.

Analizując zmiany, jakie zaszły w ostatnim okresie, można jednak dostrzec kilka pozytywnych tendencji. Firmy państwowe są coraz bardziej efektywne. Ich średnia wydajność zwiększyła się o 50 proc. w porównaniu z 2004 r., a rentowność netto podskoczyła z 0,8 proc. do 3,2 proc., czego nie można tłumaczyć jedynie faktem, że wyniki w 2003 r. były osiągane w warunkach niższego wzrostu gospodarczego niż w 2008 r.

Restrukturyzacja wymuszona kryzysem z lat 2001/2002 oraz wchodzenie państwowych firm na giełdę były impulsami do podnoszenia ich efektywności. Na przyszłorocznej liście liczba firm państwowych powinna być już jednak mniejsza, ponieważ rząd został postawiony pod ścianą – musi wprowadzić program masowej prywatyzacji, aby uniknąć kryzysu finansów publicznych.

—Ignacy Morawski

Tegoroczna „Lista 2000” wygląda jak obraz sielankowej koniunktury, przerwanej znienacka przez finansową burzę. Trudno inaczej wytłumaczyć, dlaczego w 2008 r,. przy dość szybkim wzroście przychodów – o 12 proc. (w 2007 r. było to 15 proc.) – największe polskie firmy zanotowały jednocześnie bardzo głęboki spadek zysków – o 30 proc. (w 2007 r. wzrost o 27 proc.). Przy czym w tym samym czasie zwiększyły zarówno inwestycje – średnio o 11 proc. (49 proc.), jak też zatrudnienie – średnio o 3 proc. (4,5 proc.). Jak wiadomo, trudno zatrzymać nagle rozpoczęte projekty inwestycyjne lub zwolnić zatrudnionych dopiero co pracowników. Najwyraźniej mało kto się spodziewał, że może dojść do nagłego załamania popytu. Niewielu menedżerów przewidziało, że wpływy mogą nie pokryć części wydatków.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy