Tegoroczna „Lista 2000” wygląda jak obraz sielankowej koniunktury, przerwanej znienacka przez finansową burzę. Trudno inaczej wytłumaczyć, dlaczego w 2008 r,. przy dość szybkim wzroście przychodów – o 12 proc. (w 2007 r. było to 15 proc.) – największe polskie firmy zanotowały jednocześnie bardzo głęboki spadek zysków – o 30 proc. (w 2007 r. wzrost o 27 proc.). Przy czym w tym samym czasie zwiększyły zarówno inwestycje – średnio o 11 proc. (49 proc.), jak też zatrudnienie – średnio o 3 proc. (4,5 proc.). Jak wiadomo, trudno zatrzymać nagle rozpoczęte projekty inwestycyjne lub zwolnić zatrudnionych dopiero co pracowników. Najwyraźniej mało kto się spodziewał, że może dojść do nagłego załamania popytu. Niewielu menedżerów przewidziało, że wpływy mogą nie pokryć części wydatków.
Co więcej, prawdopodobne jest, że na wynikach firm z listy zaciążyły niesławne opcje walutowe. Największy spadek wyników zanotowały przedsiębiorstwa z branż silnie uzależnionych od eksportu, mimo że osłabienie kursu złotego teoretycznie równoważyło spadek zamówień z zagranicy.
Można oczekiwać, że w 2009 r. wyniki będą jeszcze słabsze, ponieważ przed rokiem jedynie czwarty kwartał był wyjątkowo zły dla gospodarki. W tym roku pierwsze półrocze było dnem kryzysu, a dopiero w trzecim kwartale zaczęło się bardzo powolne ożywienie. Bardzo powolne, ponieważ wykorzystanie mocy produkcyjnych jest dość niskie, jednocześnie rośnie bezrobocie, trudno zatem oczekiwać, że inwestycje i konsumpcja nagle wystrzelą w górę. Jeżeli firmy będą odpowiadać na rosnący popyt, to poprzez większe wykorzystanie mocy, a nie nowe projekty rozwojowe.
Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że w przeciwieństwie do kryzysu, przez jaki Polska przeszła w latach 2001 i 2002, tym razem skala zaskoczenia nie jest tak duża. Firmy, wchodząc w obecny kryzys, nie były przeinwestowane, zatrudnienie nie było o kilkadziesiąt procent za duże w stosunku do realnych perspektyw popytu, jak to miało miejsce przed niecałą dekadą. A co najważniejsze, sytuacja płynnościowa przedsiębiorstw nie jest tak zła. Mimo czarnych prognoz niektórych analityków Polski nie dotknęła jeszcze fala bankructw.
Trudno jednak znaleźć branżę, która oparłaby się spadkowi wyników. Dekoniunktura tnie równo. Najbardziej dotknięte zostały przedsiębiorstwa uzależnione od światowej koniunktury: producenci metali, wyrobów chemicznych, samochodów, odzieży czy mebli.