W środę minęła setna rocznica urodzin hrabiny Marion Dönhoff, urodzonej w Prusach Wschodnich orędowniczki niemiecko-polskiego pojednania, redaktor naczelnej i wydawcy tygodnika „Die Zeit”. W redakcji tej gazety zastanawiano się, jak uczcić pamięć nieżyjącej już dawnej szefowej.
– Szukaliśmy oryginalnego pomysłu – opowiada dziennikarka „Die Zeit” Sabine Rückert. – Pomyślałam, że można napisać reportaż z jej rodzinnych stron. Najpierw chciałam przejechać konno z Kwitajn do Niemiec trasą, którą w 1945 r. hrabina uciekła przed Armią Czerwoną. Ale wydało mi się to zbyt przygnębiające, a i trasa zbyt długa. Zdecydowałam się więc na powtórzenie rajdu hrabiny po Mazurach, który odbyła w 1941 r. i bardzo dobrze wspominała.
Gdy Marion Dönhoff była naczelną „Die Zeit”, Rückert, dziś doświadczona i nagradzana dziennikarka specjalizująca się w reportażu sądowym i kryminalnym, miała kilka lat. A kiedy w 1972 r. hrabina została wydawcą (prowadziła gazetę przez 30 lat, do śmierci w 2002 r.), Sabine dopiero startowała w piśmie. – Zapamiętałam ją jako osobę opanowaną i zachowującą rezerwę. Ale to nie znaczy zimną. Gdy urodziłam dziecko, przysłała mi zaskakująco ciepłą kartkę z gratulacjami. Była skromna, nie zwracała uwagi na modę i rzeczy materialne – opowiada.
Dönhoffowie to, obok spokrewnionych z nimi rodzin zu Dhona i Lehndorffów, najznamienitszy ród Prus Wschodnich. Do tych trzech rodzin należały dziesiątki tysięcy hektarów ziemi, liczne folwarki, kilkanaście pałaców i dworów, w tym największe w Morągu, Drogoszach, Słobitach, Sztynorcie.
Rodową siedzibę Dönhoffów we Friedrichstein (Kamienka pod Kaliningradem w Rosji) i Quittainen (Kwitajny pod Pasłękiem) odwiedzały koronowane głowy z całej Europy. Dziś większość posiadłości to ruiny – ofiary wojny i komunizmu po polskiej i radzieckiej stronie granicy. Ale krajobrazy i przyroda zostały niemal niezmienione.