Ministerstwo Skarbu odebrało Janowi Kulczykowi wyłączność na negocjacje w sprawie prywatyzacji Enei i wróciło do rozmów z innymi zainteresowanymi tą firmą. Wczoraj wieczorem ogłosiło to w lakonicznym komunikacie, który wywołał gorące dyskusje na rynku. Resort skarbu nie chciał komentować decyzji.
Zaskoczenia nie ukrywał Dariusz Mioduski, prezes Kulczyk Investments, informując, że spółka nie otrzymała oficjalnego stanowiska od ministerstwa w tej sprawie. Przypomniał, że spółka Elektron, która złożyła ofertę w imieniu grupy Kulczyka, wygrywała dotychczas, ponieważ zaoferowała najlepsze warunki zarówno co do ceny za akcję, jak i planu rozwoju Enei, i spełniła wszystkie warunki formalne w zakładanym terminie, czyli do 3 listopada.
Cała Enea jest wyceniana na 10 – 11 mld zł, więc na rynku rozgorzały dyskusje, skąd znany inwestor ma pieniądze na przejęcie tej trzeciej w kraju grupy energetycznej. Dlatego zdaniem niektórych obserwatorów, odsunięcie decyzji w sprawie przyszłości polskiego sektora energii ma podłoże polityczne: chodzi o to, by nie stwarzać dodatkowego ryzyka przed wyborami samorządowymi.
Decyzją Skarbu Państwa zaskoczony był również francuski GDF Suez, który dotarł do ostatniej rundy prywatyzacji. Nie wiadomo, czy inwestor zdecyduje się powrócić do rozmów z resortem. Zdaniem niektórych obserwatorów byłaby to zaskakująca decyzja, bo niedawno GdF wycofał się z przetargu. W tej sytuacji do gry mogą wrócić inni inwestorzy, którzy składali oferty na Eneę, jak francuski EdF czy czeski Energeticky a Prumyslovy Holding. – Mogę potwierdzić, że jesteśmy stale zainteresowani polskim rynkiem energetycznym, również Eneą – potwierdził Martin Maňák, rzecznik EP Holding.
We wcześniejszych rozmowach ze Skarbem Państwa brały udział również m.in. hiszpańska Iberdrola i Slovenske Elektrarne, powiązane z włoskim Enelem. Jak się jednak spekuluje na rynku, to właśnie francuski potentat atomowy ma obecnie największe szanse na to, by kupić 51 proc. akcji Enei. Nasi rozmówcy sugerują, że może on mieć poparcie na poziomie rządu.