Spółki z telekomunikacyjnej grupy [b]Zygmunta Solorza-Żaka[/b] mają duży orzech do zgryzienia po tym jak Naczelny Sąd Administracyjny odrzucił skargę UKE na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z 2008 r. Wtedy WSA uchylił decyzję UKE, który odmówił unieważnienia przetargu na rezerwację na terenie całego kraju częstotliwości 1800 MHz. Przypadły one CenterNetowi i Mobylandowi, ale wynik postępowanie kwestionowała [b]Polska Telefonia Cyfrowa[/b].
Batalia prawna wokół częstotliwości 1800 MHz, w oparciu o którą wystartowała pierwsza polska sieć LTE (choć oferty cennikowej wciąż nie ma), dotyczy powodów, dla których oferta PTC została z przetargu odrzucona. Poszło o parafki, którymi powinna być opatrzona każda strona oferty, podobnie jak ma to w przypadku wielu innych rodzajów umów. W ofercie PTC na jednej ze stron zabrakło parafy, co UKE uznało za uchybienie formalne. PTC broniła się, wskazując że na rzeczonej stronie jest także podpis. Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że skoro na stronie widniał podpis, to parafa nie była już potrzebna, w związku z czym oferta PTC powinna zostać uwzględniona.
Ta kafkowska sytuacja nie ma jednoznacznego rozstrzygnięcia. Z jednej strony, można zżymać się, że UKE naraża postępowanie na wstrząsy prawne z powodu braku parafki, mimo że kontrowersyjna strona dokumentu (strony?) była uwiarygodnione podpisem. Z drugiej strony wymóg parafowania każdej strony oferty został jasno określony w warunkach przetargu. Zatem w PTC ktoś nie doczytał, zapomniał, albo po prostu przeoczył. Za pomyłki się płaci, co do tego nie ma wątpliwości.
Spór PTC z UKE przypomina nieco wymianę uprzejmości między europosłem Ryszardem Czarneckim a austriacką policją w ubiegłym bodajże roku. Poseł kupił tamtejszą winietę autostradową i schował ją do kieszeni, mimo że trzeba nakleić ją na szybie samochodu. Austriacka policja przy kontroli wlepiła mu mandat, mimo protestów, że winietę przecież ma, tylko nie na szybie. Na samej winiecie było jednak napisane, co z nią należy zrobić. Podobnie w przypadku przetargu. Poseł mógł po prostu przeczytać napis na winiecie i mieć problem z głowy. Podobnie PTC - wystarczyło spełnić wymogi UKE, choćby były dziwne, i wszystko byłoby ok. Zatem albo operator szukał guza i pretekstu do konfliktu z UKE, albo ktoś nie przeczytał dokładnie warunków przetargu.