Rz: - Co najbardziej bulwersuje firmy działające w Internecie, jeśli chodzi o spodziewane zmiany w prawie dotyczące Internetu?
Piotr Kowalczyk: Nas, jako organizację zrzeszającą takie firmy, najbardziej bulwersuje to, że przy większości projektów zmian w regulacjach prawnych, nikt nie analizuje ich pod kątem wpływu, jakie mogą mieć na konkurencyjność polskich przedsiębiorców internetowych. Brakuje analizy, z której często wynikałoby, że wprowadzenie jakiejś regulacji będzie skutkowało wzrostem kosztów po stronie firm działających w tej branży, bo ustawodawcy brakuje wiedzy na temat zasad działania firm internetowych i funkcjonowania internetu w ogóle. Organizacje takie jak IAB chętnie angażują się w konsultacje, ale nie zawsze jesteśmy do tych konsultacji zapraszani. Gdyby była na to szansa, można by uniknąć wielu nieporozumień i zapisów, które powodują, że musimy głośno protestować.
Rz: - Co wywołało taki sprzeciw w nowelizacji ustawy medialnej pod kątem dyrektywy audiowizualnej i co dalej z tymi przepisami?
Wiele kwestii wywołało sprzeciw, i to nie tylko branży internetowej ale także internautów. Przede wszystkim proponowany kształt ustawy medialnej był niezgodny z samą dyrektywą, która zaleca minimum regulacji w zakresie audiowizualnych usług medialnych w internecie oraz minimum barier wejścia na ten rynek. Konkretne zapisy ustawy powodowałyby właśnie np. wyższe koszty działalności firm internetowych. To wynikałoby z dwóch zapisów. Pierwszy kontrowersyjny zapis dotyczył obowiązku przeznaczenia określonej części materiałów wideo na żądanie na audycje europejskie. O ile to ma sens w przypadku tradycyjnego radia czy telewizji, w przypadku Internetu nie ma, bo tam konsument sam decyduje, co będzie oglądał. I nawet gdyby ta kwota została ustalona na 90 proc., internauci i tak mogą zdecydować, że będą oglądać tylko pozostałe, nieeuropejskie 10 proc. oferty.
Przy większości projektów internetowych zmian w przepisach, nikt nie analizuje