Średni dochód inwestora giełdowego w 2010 r., rozumiany jako różnica między ceną sprzedaży a kupna walorów, sięgnął około 8,6 tys. zł – wynika z ankiety "Rz" w domach maklerskich. To zbliżony poziom do przeciętnego zysku za 2009 r. Żniwa fiskusa będą jednak sporo wyższe. Zarówno prywatyzacje, jak i sprzedaż akcji pracowniczych przez załogi PGNiG i PGE przyczyniły się do znacznego zwiększenia bazy podatkowej. Inwestorzy mają jeszcze miesiąc na rozliczenie taksy i złożenie formularza PIT-38.
Z badań giełdy wynikało, że w ubiegłym roku złożono zlecenia ze 380 tys. rachunków – co oznacza, że aktywnych grających było o połowę więcej niż przed rokiem. Ale to nie wszystko. Z szacunków "Rz" wynika, że biura wysłały do klientów ponad 550 tys. PIT. Różnica wynikać może z faktu, że część klientów była obsługiwana w ramach tzw. rachunku sponsora, na którym księgowane są m.in. akcje pracownicze prywatyzowanych firm. Brokerzy zgodnie podkreślają, że ten rok pod względem skali akcji "wysyłki" (informacja o dochodach trafić musiała do klientów do końca lutego) był rekordowy.
746 mln zł zyska budżet na opodatkowaniu inwestycji giełdowych w 2010 r.
W wielu biurach zauważyć można przyrost dochodów inwestorów, co wynika m.in. ze wzrostu kursów akcji (WIG zyskał w całym roku 18,8 proc.). Niektóre biura raportowały jednak o spadku przeciętnego zysku. Nie oznacza to jednak, że sytuacja inwestorów nie zmieniła się znacząco na korzyść. Biura informują o istotnym spadku osób ze stratą.
– W 2010 r. 70 proc. naszych klientów wypracowała zysk, rok wcześniej było to niespełna 50 proc. – mówi Tomasz Kaczmarek, dyrektor analiz w DM BZWBK. W 2010 r. do budżetu z tytułu podatku od zysków kapitałowych trafiło 746 mln zł. PIT-38 złożyło 257,3 tys. inwestorów.