Korespondencja z Brukseli
Trwające od miesięcy próby ratowania Grecji na nowo przywróciły temat suwerenności gospodarczej. Czy warunki stawiane Atenom w zamian za dodatkowe miliardy euro oznaczają wkraczanie wspólnoty międzynarodowej w rolę zarezerwowaną do tej pory dla rządu niepodległego państwa? Gdzie należy narysować granice tej suwerenności w sytuacji, gdy podatnicy innych państw wyciągają z kieszeni swoje pieniądze? I chcieliby mieć pewność, że nie zostaną one zmarnowane.
W powszechnym przekonaniu Grecja staje się państwem dysfunkcjonalnym. Nie wypełnia warunków postawionych jej w 2010 r. w zamian za 110 mld euro pomocy. W związku z tym potrzebuje kolejnego pakietu ok. 60 mld euro.
***
Można zaostrzyć warunki sprzed roku: więcej oszczędności budżetowych i prywatyzacja. Ale jaka jest pewność, że nieudolny grecki fiskus ściągnie podatki? Kto zagwarantuje sukces prywatyzacji w kraju tak przywiązanym do państwowej własności, z socjalistycznym rządem niechętnym do pozbywania się aktywów i silnymi związkami zawodowymi, które zażądają dla siebie profitów nie do przyjęcia przez żadnego potencjalnego inwestora? Szczególnie w sytuacji, gdy grecki rząd wie, że jego niewypłacalność jest problemem całej strefy euro i część wierzycieli bardzo niechętnie patrzy na ewentualną restrukturyzację długu.
Holandia, jeden z najbardziej dziś eurosceptycznych krajów, do tego znaczący płatnik netto, mówi, że prywatyzacją powinna się zająć niezależna agencja, z udziałem przedstawicieli międzynarodowych wierzycieli. Komisja Europejska odpowiada, że to nierealna propozycja, niespotykane do tej pory wkroczenie w uprawnienia rządu narodowego.