Wygląda na to, że szykuje nam się nowy szok na rynkach finansowych. Ponieważ kraje strefy euro od niemal dwóch lat nie są sobie w stanie poradzić z rozwiązaniem problemu niewypłacalności Grecji, inwestorzy zaczynają tracić cierpliwość.
Grecja jest nieduża, jej dług wprawdzie ogromny w stosunku do krajowego PKB, ale nieznaczny w stosunku do PKB całej strefy euro. Przy gotowości wszystkich krajów do współpracy i szczerej chęci znalezienia rozwiązania oraz przy skali zasobów finansowych strefy euro już dawno można było to osiągnąć. Dokonać restrukturyzacji greckiego zadłużenia, wzmocnić mechanizmy funkcjonowania strefy euro, wyeliminować ryzyko zarażenia się kolejnych krajów.
Ale nie zrobiono. Strefa euro od 20 miesięcy nieprzerwanie obraduje nad problemem Grecji.
Zdesperowana kanclerz Niemiec, obawiając się własnych mediów i gniewu niemieckiej ulicy, zgłasza co pewien czas radykalne propozycje wzmocnienia wspólnej kontroli nad finansami używających wspólnej waluty krajów albo obciążenia banków częścią kosztów kryzysu.
Francja otwarcie nie odmawia, ale w rzeczywistości hamuje niemieckie pomysły, starając się je przekierować w stronę stępienia ich ostrza ekonomicznego, a zamiast tego stworzenia wymarzonych przez siebie nowych instytucji strefy euro.