Październik 2014 r. Niedzielny poranek przy rondzie Schumana w sercu dzielnicy europejskiej w Brukseli. W budynku Justus Lipsius od rana debatują na szczycie UE przywódcy 27 państw. Temat: agenda cyfrowa, wzmacnianie konkurencyjności, przyszłość wspólnego rynku.
Po kilku godzinach dziesięciu liderów opuszcza salę obrad. Donald Tusk na konferencji prasowej zapewnia, że nie ma Europy dwóch prędkości. – W konkluzjach szczytu uzyskaliśmy sformułowanie, że jedność Europy jest najważniejsza – mówi premier polskim dziennikarzom, do których wychodzi ze zwyczajowym półgodzinnym opóźnieniem.
To czas na make-up, konsultacje z Igorem Ostachowiczem i obejrzenie konferencji prasowej Hermana Van Rompuya i Jose Barroso, która odbywa się zaraz po zakończeniu obrad. Za chwilę ma się rozpocząć szczyt strefy euro, którego tematem – jak od kilku lat – jest ratowanie wspólnej waluty.
Premier Tusk zdąży jeszcze powiedzieć, że groźby marginalizowania Polski nie ma, bo osoba Hermana Van Rompuya łączy wydarzenia poranne i popołudniowe. I w poniedziałek jak zwykle Van Rompuy poinformuje państwa spoza strefy euro, co też ustalili ich partnerzy. To ważne dla tych, którzy nie zdążą przeczytać porannych gazet.
Z budynku Justus Lipsius w stronę lotniska wyjeżdża sznur limuzyn. W nich Tusk, Orban, Cameron, Reinfeldt i inni już w drodze do domów. W przeciwną stronę suną pancerne auta z nowymi pasażerami. Przez zaciemnione szyby widać twarz rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, w drugim samochodzie szef chińskiego rządu Wen Jiabao, za nim brazylijska prezydent Dilma Rousseff. W kolejnych pojazdach nieznane publicznie twarze szejków arabskich – to szefowie bliskowschodnich funduszy dysponujący miliardami zbędnych petrodolarów. Dołączają do 17 przywódców strefy euro. Towarzyszy im szefowa MFW Christine Lagarde.