Fatum, czyli zapisany w gwiazdach zły los, którego w żaden sposób nie daje się odwrócić. Kończyłem tekst słowami: „fatum się spełni, Grecja zbankrutuje. Cała Europa, w tym również Polska, pewnie boleśnie to odczuje. Trudno, nic na to nie poradzimy, takie są reguły greckich tragedii".
Tydzień temu wydawało się, że jednak się myliłem. Uczestnicy szczytu strefy euro doszli do porozumienia, w wyniku którego zachodnioeuropejskie banki „dobrowolnie" zgodziły się obniżyć o połowę greckie długi. Kraj miał spokojnie przeprowadzić niezbędny program oszczędności budżetowych, tak by było możliwe ponowne podjęcie normalnej obsługi i spłat zmniejszonego zadłużenia. A w międzyczasie przez długie lata miał korzystać z nisko oprocentowanych pożyczek udzielanych przez fundusz ratunkowy strefy euro i IMF po to, by nie być skazanym na kaprysy rynków finansowych.
Jeszcze w poniedziałek rano wydawało się, że osiągnięto dobre porozumienie, które odwróciło wiszące nad Grecją fatum bankructwa. Ale już w poniedziałek po południu premier Jeorjos Papandreu zaskoczył wszystkich deklaracją, że Grecja przeprowadzi referendum w sprawie przyjęcia lub nie oferowanej pomocy. Z całą świadomością, że większość Greków pytana o to, czy godzi się na radykalne oszczędności, prawdopodobnie odpowie „nie", a w konsekwencji kraj niemal natychmiast zbankrutuje. Albo w równie awaryjnym trybie wymieni euro na drachmy, uruchomi maszyny drukarskie i w ciągu kilku miesięcy wpadnie w hiperinflację.
O co może chodzić premierowi, który jeszcze kilka dni temu mówił, że „dla Grecji wstał nowy dzień"? No cóż, możemy tylko zgadywać. Aby to odgadnąć, trzeba jednak sobie przypomnieć, że premier należy do dynastii Papandreu, która od niemal 70 lat rządzi Grecją (na przemian z konkurencyjną dynastią Karamanlisów). Jego ojciec Andreas Papandreu doprowadził już Grecję na skraj bankructwa w końcu lat 80. Zamiast samemu przeprowadzić program oszczędności, oddał władzę rywalom. A cztery lata później ponownie wygrał wybory.
Gdyby Jeorjos Papandreu skrupulatnie przeprowadził program oszczędnościowy, Grecja pewnie by nie zbankrutowała, ale ani on sam, ani jego czcigodna rodzina już chyba nigdy nie powróciliby do władzy. Lepiej więc podjąć hazardową rozgrywkę.