Łódzka impreza odbywa się cztery razy w roku, zimą zawsze w hali. Oczywiście można będzie kupić nie tylko konstrukcje militarne. Hitem poprzednich edycji były np. traktory. Będą jak zawsze cadillaki i wartburgi, za 60 tys. zł można będzie kupić forda T z 1917 roku. Nasi eksperci doradzają, jak nie stracić gotówki, jaki zakup najlepiej nadaje się na inwestycję lub dla rekreacji. Tomasz Skrzeliński (www.skrzelinski.com) jest rzeczoznawcą z oficjalnej listy ekspertów Ministerstwa Transportu, niedawno po raz drugi pojechał w rajdzie weteranów z Londynu do Brighton. Patryk Mikiciuk zaprasza do rodzinnego muzeum (www.muzeum-motoryzacji.com. pl), którego kolekcja powstaje od ponad 40 lat, liczy ok. 300 zabytków. Warto zajrzeć do archiwalnych numerów miesięcznika „Automobilista" (www. automobilista. com), jest to ważne źródło informacji o polskich zabytkowych pojazdach, rajdach i innych targach kolekcjonerskich. Dostępny jest jeszcze numer specjalny „Automobilisty" o pojazdach militarnych.
Jeśli ktoś zamierza kupić w Polsce zabytkowy pojazd jako inwestycję, to moim zdaniem powinien przede wszystkim zadać sobie pytanie, dlaczego banki nie udzielają kredytów pod zastaw takich obiektów. Warto też pamiętać, że jeśli w remont zabytku włożymy np. 50 tys. zł, nie znaczy, że nasze auto będzie automatycznie droższe o ten finansowy wkład. Na pewno zakup weterana szos może być doskonałą rekreacją. Mówił o tym niedawno w „Moich Pieniądzach" ekonomista prof. Andrzej K. Koźmiński, który zwiedza Europę swoim mercedesem SL z 1959 roku.
Tomasz Skrzeliński, kolekcjoner i rzeczoznawca
Warto najpierw uświadomić sobie, jaki pojazd nas interesuje, jak zamierzamy go eksploatować. Zanim podejmiemy decyzję, odwiedzamy targi z zabytkowymi pojazdami, przeszukujemy Internet, czytamy prasę kolekcjonerską. Pozwoli nam to określić własne możliwości finansowe i logistyczne. Sam zakup to pierwsza część wydatków. Mała cena początkowa oznaczać może zły stan zachowania. Rosną wtedy koszty doprowadzenia pojazdu do stanu oryginalności i sprawności. Brak środków na dokończenie remontu oznacza zwykle utratę dotychczasowych nakładów. Podstawową sprawą jest stan prawny pojazdu. Nie opłaca się kupować okazyjnie bez dokumentów własności. Tym bardziej nie należy się podejmować remontu pojazdu, gdy nie jesteśmy jego prawowitym właścicielem. Debiutant powinien wybrać pojazd o mniejszej wartości, nie rekordowo stary lub unikatowy. Lepiej, gdy zapewniony jest łatwiejszy dostęp do części zamiennych, a zwłaszcza do kolekcjonerów zrzeszonych w krajowych klubach, którzy posiadają dany model i mogą służyć radami. Czasami przed zakupem warto się skonsultować z rzeczoznawcą. Nie tylko oceni stan pojazdu, ale przedstawi także kosztorys renowacji. Wskaże firmy świadczące usługi dla kolekcjonerów. Doradzi, jak skorzystać z ulg przy rejestracji i ubezpieczeniu. Kolejne inwestycje kolekcjonera to zakup np. lawety, holownika i następnych pojazdów do zbioru.
Patryk Mikiciuk, Muzeum Motoryzacji w Otrębusach
Od paru lat rozwija się moda na polskie pojazdy z czasów PRL. Właściciele korzystają z tego i mocno zawyżają ceny. Popularna syrenka 105 parę lat temu kosztowała 500 zł – 1 tys. zł, dziś ceniona jest ok. 5 tys. zł. Za niewiele więcej (ok. 15 tys. zł) kupić można bentleya z 1985 roku. Moim zdaniem syrenka powinna kosztować tyle samo co przed laty. Jeśli ktoś chce kupić auto na inwestycję, polecam lekturę brytyjskiego „Octane Magazine". Nie ma tam polskich konstrukcji, poszukiwane są i cenione tylko nad Wisłą. W Wielkiej Brytanii kolekcjonerstwo zabytków motoryzacji napędza różne działy gospodarki. Zanim coś kupimy, warto zdefiniować cel zakupu, na przykład mikrus nie nadaje się do rekreacji, jest niewygodny i nie podjeżdża pod górki. Najnowszą zdobyczą naszego muzeum jest Jelcz Hydromil 2 z 1986 roku, auto z okratowanymi szybami i armatkami wodnymi na dachu, służące do rozpędzania demonstracji ulicznych. Bliźniaczy zabytkowy jelcz rozpędzał demonstrantów 11 listopada 2011 roku na pl. Konstytucji. Cena rośnie, gdy auto należało do historycznej postaci. Mamy w muzeum samochody np. Józefa Stalina i Jana Kiepury. Prof. Jerzy Buzek, kiedy był premierem, podarował nam swoją dacię, którą eksploatował 25 lat. Zdobyliśmy do kolekcji pancerne volvo, którym jeździli Lech Wałęsa, potem premier Hanna Suchocka. Następnie auto przejął UOP, służyło do konwojowania świadków koronnych, na przykład Jarosława S., ps. Masa.