Rz: Numizmaty to dobra inwestycja?
Ryszard Kondrat:
W 2000 roku odbyła się w Nowym Jorku aukcja, na której sprzedano kolekcję poloników Henryka Karolkiewicza. Jest ona dobrym punktem odniesienia do mówienia o inwestycyjnej wartości numizmatów. Półkopek z 1564 roku z czasów Zygmunta Augusta kupiono wtedy za ok. 17 tys. dolarów (wyw. 7,5 tys. dol.). Dziś na aukcji ma on cenę wywoławczą 200 tys. zł. Wtedy talar koronny Stefana Batorego sprzedano za ok. 20 tys. dolarów (wyw. 5 tys. dol.). Dziś kosztuje ok. 300 tys. zł. Które inwestycje dały taki zysk w ciągu 12 lat? Złote dwudziestodolarówki, dziesięciorublówki lub współcześnie wybijane tzw. krugerrandy, czyli monety kolekcjonerskie i inwestycyjne przez ostatnich kilkanaście lat dawały średnio ok. 13 – 15 proc. zysku rocznie. Łatwo je sprzedać bez względu na aktualną sytuację gospodarczą. Można mnożyć podobne przykłady. Nasze powszechnie dostępne archiwum internetowe to źródło wiedzy o cenach i wartości inwestycyjnej numizmatów. Zawiera opis ponad 112 tys. pozycji.
Jaka jest szacunkowa wysokość obrotów na rynku numizmatów? Czy porównujecie się z rynkiem obrazów?
Na rynku malarstwa zdarzają się bardzo wysokie jednostkowe ceny. Na rynku numizmatów dominują transakcje na 100 – 500 zł, miesięcznie są tysiące takich transakcji. Trzy firmy organizują zwykle pięć aukcji numizmatycznych rocznie. Jest to na pewno ok. 50 – 100 milionów zł obrotów rocznie w całym kraju. Z codzienną sprzedażą bezpośrednią lub na portalach internetowych. Mówię w tej chwili tylko o prawdziwych historycznych numizmatach, czyli monetach, banknotach, medalach, bez złota inwestycyjnego i dziś emitowanych monet lokacyjnych.