Ceny polskiej sztuki współczesnej. Rozmowa z kolekcjonerem

Świat odkrył Szapocznikow. Jej rzeźbę na zachodniej aukcji sprzedano za 300 tys. euro - mówi Krzysztof Musiał, kolekcjoner sztuki

Publikacja: 23.02.2012 00:14

Ceny polskiej sztuki współczesnej. Rozmowa z kolekcjonerem

Foto: Fotorzepa, Janusz Miliszkiewicz JM Janusz Miliszkiewicz

Rz: W latach 2007 – 2009 pana prywatną kolekcję polskiej sztuki wystawiały muzea narodowe i Zachęta. Obiecał pan wtedy, że odbędzie się również międzynarodowa wystawa kolekcji.

Krzysztof Musiał:

Mam nadzieję, że w 2013 lub 2014 roku w jednym z muzeów w Szwajcarii lub w Hiszpanii odbędzie się wystawa ok. 100 obiektów powojennej sztuki z moich zbiorów.

Jak wiele dzieł liczy zbiór, co pan kupił w ostatnim roku?

Jest to ok. tysiąca obrazów, rzeźb lub rysunków, niektóre z nich można obejrzeć na stronie (www. krzysztof-musial.pl). Co ostatnio kupiłem? Przede wszystkim duży piękny obraz Leopolda Gottlieba „Portret kobiety z rudymi włosami". Obraz na aukcji w Agrze wystawiono po niskiej cenie 18 tys. zł. Niestety, przegapiłem licytację. Przypomniałem sobie po czasie i sądziłem, że obraz dawno sprzedano po zaciekłej licytacji. Okazało się, że nikt nie był nim zainteresowany. Kupiłem go po cenie wywoławczej, gdy tej klasy obraz powinien kosztować ok. 150 tys., a co najmniej 100 tys. zł!

Kupił pan też dwa obrazy Piotra Potworowskiego

Na aukcji w Anglii kosztowały bodaj po 15 tys. euro. To też były ceny raczej przystępne jak na wysokiej klasy malarstwo.

Ile ma pan w sumie obrazów Potworowskiego?

12 obrazów i kilkanaście prac na papierze.

Skoro aż tyle, to po co panu były kolejne dwa?

Dobre pytanie! Kupiłem dwa pejzaże, bo nie miałem podobnych. A poza tym Potworowskiego nigdy nie jest za dużo! Po zakupie okazało się, że jeden obraz to płótno naklejone na drugi obraz, staramy się teraz obydwa płótna rozdzielić. Jak to się uda, będą trzy obrazy.

Obrazy te mają z tyłu nalepki wystawowe i liczne archiwalne wycinki z prasy o wystawach, na których były prezentowane. Czym dla kolekcjonera jest proweniencja dzieła?

W wielu wypadkach jest to najlepsze potwierdzenie autentyczności. Udokumentowana bogata proweniencja ma na pewno wpływ na wzrost ceny. Jeśli mamy dwa obrazy porównywalnej klasy artystycznej, a jeden z nich ma znaną historię, to z tego powodu może być nawet o 50 proc. droższy.

Polskie domy aukcyjne zwykle nie przywiązują wagi do pochodzenia, nie opisują go, nawet gdy jest znane. Zdarzyło się panu, że w katalogu nie było podanej proweniencji, a pan jako wytrawny kolekcjoner w prosty sposób ustalił ciekawe fakty?

We Francji kupiłem obraz Eugeniusza Zaka. Okazało się, że znane jest zdjęcie, na którym malarz pozuje przed tym obrazem w swojej pracowni.

Fragment pana kolekcji, 125 dzieł, od dwóch lat prezentowany jest jako stały depozyt w Galerii Mistrzów Polskich w Muzeum Miasta Łodzi.

Galeria ta dobrze funkcjonuje przede wszystkim w Łodzi, gdzie dotychczas nie było stałej ekspozycji tradycyjnej polskiej sztuki z przełomu XIX i XX wieku. Niedawno dodałem tam rzeźbę „Rozpacz" Stanisława Popławskiego z początku XX wieku, którą kupiłem w ubiegłym roku.

Pięć lat temu otworzył pan w Warszawie prestiżową galerię sztuki (www. atak. art. pl). Ile pan na niej zarobił?

Stworzyłem galerię, która jest ceniona w całym kraju. Zorganizowaliśmy 28 wystaw, które miały wysoką frekwencję, i to jest największy zysk edukacyjny. Przychodzą tu całe klasy młodzieży, nie tylko z Warszawy. Wypromowaliśmy kilku młodych artystów, także dzięki wystawom poplenerowym.

Wychowaliśmy nowych konsumentów sztuki. Dzięki galerii nowa grupa osób zaczęła kolekcjonować sztukę. Kupują u nas regularnie dwa, trzy obrazy w roku, ale już od pięciu lat, więc powstały niewielkie kolekcje. Kupują, bo mamy muzealnej klasy ofertę, ale także godziwe ceny.

Niestety, galeria nie jest w stanie zarobić sama na siebie. Nie zakładałem, że przyniesie zyski. Liczyłem jednak na to, że przynajmniej sama się utrzyma. Koszty wynajmu lokalu i działalności są wysokie. A na dodatek my działamy bardziej jak muzeum. Pracujemy oczywiście bez dotacji lub odpisów podatkowych.

Co to jest „godziwa" cena?

Odpowiada faktycznej wartości rynkowej. Poza tym jest to cena przystępna. Takie właśnie były ceny prac na wystawach Fangora, Nachta, Baja czy Antoniego Starowieyskiego.

Zmieńmy temat. Jakim pan teraz jeździ samochodem?

Zależy gdzie. Mam dziesięcioletniego volkswagena i dwudziestoletnią mazdę.

Stać pana na nowego bentleya!

Wydawanie takich pieniędzy na auto uważam za absurd.

Nadal pan wspomaga dotacjami Metropolitan Opera w Nowym Jorku?

Za duże słowo! Pomagam im stałymi wpłatami. Zresztą, tydzień temu byłem tam na trzech przedstawieniach, najlepsze z nich to „Zmierzch bogów". Niedługo jadę tam obejrzeć „Walkirię".

Jak zdobywa pan bilety na najmodniejsze przedstawienia?

Bez kłopotu! Dzwonię do pracownika opery, który się mną opiekuje, i nigdy nie mam problemu z kupnem dowolnego biletu.

Był pan ostatnio w muzeum?

Na wystawie Aliny Szapocznikow w Brukseli.

Kupuje pan jej prace, to obecnie najdroższa polska artystka, jej rzeźbę na zachodniej aukcji sprzedano za 300 tys. euro.

Kupowałem prace Szapocznikow kilkanaście lat temu, kiedy były niedocenione i okazyjnie tanie.

Czemu akurat dziś świat odkrył Szapocznikow, w 40 lat po śmierci artystki?

To zasługa prestiżowych wystaw z rodzinnych zbiorów, inspirowanych przez syna artystki. Była świetna wystawa w Brukseli, która teraz pojechała do Los Angeles, a później prezentowana będzie w MoMA w Nowym Jorku.

Po wystawie w MoMA ceny jeszcze wzrosną?

Myślę, że ustabilizują się na obecnym wysokim poziomie.

Ma pan obraz Romana Opałki?

Nie. Siedem lat temu mogłem okazyjnie kupić trzy obrazy za 180 tys. euro. Zakup był dla mnie trudny pod względem logistycznym, bo prace były na drugim końcu świata, w Seulu. Nie mogłem wtedy rzucić wszystkiego i tam polecieć, a na dodatek nie znałem galerii.

Dziś, gdy ceny obrazów Opałki sięgają ok. 600 tys. euro, zostawiłby pan jeden obraz dla siebie, a po sprzedaży dwóch pozostałych zarobiłby pan milion na dalsze kolekcjonerskie zakupy.

Zdaję sobie z tego sprawę, ale ja bym tego obrazu nigdy nie sprzedał. Wtedy nie było oczywiste, że obrazy Opałki aż tak podrożeją. Tak samo około czterech lat temu przegapiłem świetną Boznańską, bo nie chciało mi się ruszyć z domu w Hiszpanii. Mogłem go kupić od właściciela za niecałe 300 tys. zł, wystarczyło wsiąść do samolotu i polecieć do Niemiec. Później w Agrze ten świetny obraz sprzedano za ponad milion złotych. Nie tylko jednak pieniądze się liczą! Ważne są też chwile spokoju.

Krzysztof Musiał

, absolwent Politechniki Warszawskiej oraz szkoły biznesu INSEAD w Fontainebleau, gdzie w 1979 roku jako jeden z pierwszych Polaków otrzymał dyplom MBA. Pionier branży komputerowej w Polsce. Od kilkunastu lat poświęca się przede wszystkim kolekcjonerstwu.

Rz: W latach 2007 – 2009 pana prywatną kolekcję polskiej sztuki wystawiały muzea narodowe i Zachęta. Obiecał pan wtedy, że odbędzie się również międzynarodowa wystawa kolekcji.

Krzysztof Musiał:

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy