Agent prowadzący agencję zniknął razem z pieniędzmi klientów

Właściciel agencji bankowo-ubezpieczeniowej z Łodzi przywłaszczył sobie pieniądze klientów z nielegalnie zakładanych lokat. Ich oprocentowanie sięgało 7 proc. rocznie.

Publikacja: 13.06.2013 02:14

Agent prowadzący agencję zniknął razem z pieniędzmi klientów

Foto: Bloomberg

Małą aferą Amber Gold nazywają śledczy sprawę Mirosława G., który w centrum Łodzi przez pięć lat prowadził agencję bankowo-ubezpieczeniową pod logo ING. Mężczyzna oferował klientom różne produkty ubezpieczeniowe. Ale nie tylko. Zajmował się też kredytami hipotecznymi. Kilkanaście miesięcy temu zaczął proponować swoim stałym klientom atrakcyjne lokaty ze stawką 7 proc w skali roku. Było to o kilka punktów procentowych więcej niż u konkurencji.

Jak wynika z ustaleń łódzkich śledczych, na tak atrakcyjne lokaty skusiło się co najmniej kilkadziesiąt osób. Powierzyły one Mirosławowi G., jak się wstępnie szacuje, kilkanaście milionów złotych.

– Mężczyzna podpisywał umowy na drukach ubezpieczeniowych lub nie dawał żadnych dokumentów, obiecując, że wkrótce to zrobi – opowiada Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury, która od maja prowadzi śledztwo.

1 mln zł taka kwota znalazła się w zarzutach postawionych już Mirosławowi G., ale według śledczych będzie dużo wyższa

W kwietniu Mirosław G. zniknął, a wraz z nim pieniądze klientów. Na razie prokuratura zgromadziła dokumentację dotyczącą kilkunastu osób. Zostały one oszukane na ponad milion złotych.

– Ale wiemy, że pokrzywdzonych jest więcej i wyższa jest suma straconych pieniędzy – mówi prokurator Krzysztof Kopania.

Co agentowi było wolno

Jak to możliwe, że po głośnej aferze Amber Gold i po wyparowaniu milionów złotych zdeponowanych przez blisko 10 tys. osób Mirosław G. mógł  w podobny sposób oszukiwać klientów?

Marta Pokutycka-Mądrala, rzecznik ING Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie, przyznaje, że przedsiębiorca wykonywał czynności agencyjne w imieniu spółki ING Usługi Finansowe na rzecz ING Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie.

– Zawierał dla nas m.in. umowy ubezpieczeniowe. Poza tym świadczył usługi pośrednictwa finansowego na rzecz ING Banku Śląskiego oraz ING Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych. Był upoważniony do  pośredniczenia w oferowaniu osobom fizycznym kredytów hipotecznych, prezentowania oferty rachunków bankowych oraz pośredniczenia w zbywaniu i nabywaniu jednostek uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych – wylicza Marta Pokutycka-Mądrala. Dodaje, że działania Mirosława G. polegające na oferowaniu lokat bankowych nie mieściły się w zakresie czynności zleconych przez ING Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie ani w zakresie działalności prowadzonej przez ING Usługi Finansowe.

Piotr Utrata, rzecznik ING Banku Śląskiego, mówi, że bank nie podpisywał żadnej umowy z Mirosławem G. dotyczącej pośrednictwa.

–  W przypadku kredytów hipotecznych mógł on przyprowadzać potencjalnych klientów do banku, ale nie miał prawa zawierać z nimi umów – zastrzega Piotr Utrata.

Zdaniem instytucji nadzorczych

Marta Pokutycka-Mądrala mówi, że po pierwszych zgłoszeniach od pokrzywdzonych przez Mirosława G. jej firma natychmiast zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Informacje przekazano też do Generalnego Inspektora Informacji Finansowej oraz Komisji Nadzoru Finansowego.

Wiesława Dróżdż, rzecznik resortu finansów, nie chce zdradzić, jakie kroki w sprawie agencji prowadzonej przez G. podjął Generalny Inspektor Informacji Finansowej. – Nie jest możliwe, by informować dziennikarzy o działaniach podjętych w konkretnych sprawach – tłumaczy Wiesława Dróżdż.

Łukasz Dajnowicz, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), twierdzi, że Mirosława G. nie ma w rejestrze agentów ubezpieczeniowych. Nie figuruje tam ani jako agent, ani jako „owca", czyli osoba wykonująca czynności agencyjne.

– Być może był zatrudniony w jakimś podmiocie, który prowadzi dystrybucję produktów ubezpieczeniowych – przypuszcza Łukasz Dajnowicz. Jak podkreśla, zgodnie z ustawą o pośrednictwie ubezpieczeniowym nadzór nad działalnością agenta ubezpieczeniowego sprawuje towarzystwo, na rzecz którego działa agent. Komisja wpisuje i wykreśla agenta z rejestru na wniosek towarzystwa. KNF nie nadzoruje pośrednictwa kredytowego.

Kto za to zapłaci

Marta  Pokutycka-Mądrala podkreśla, że Mirosław G. nie był agentem ubezpieczeniowym, lecz samodzielnym przedsiębiorcą, osobą fizyczną prowadzącą własną działalność gospodarczą. W jej ramach m.in. zawierał umowy ubezpieczeniowe na rzecz ING Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie.

– Żaden z dokumentów spisanych przez Mirosława G. z jego klientami, dotyczących lokat, nie trafił do naszej firmy. Nie zarejestrowaliśmy też żadnego wpływu środków finansowych przekazanych Mirosławowi G. przez pokrzywdzonych. Wobec tego na obecnym etapie postępowania trudno jest ustalić odpowiedzialność za zaistniałą sytuację – mówi Marta Pokutycka-Mądrala.

Od kogo więc klienci Mirosława G. będą mogli domagać się zwrotu pieniędzy?

– Sytuacja nie jest jednoznaczna – przyznaje prokurator Krzysztof Kopania. Oczywiście, w przypadku skazującego wyroku sądu pokrzywdzeni będą mogli żądać od Mirosława G., by oddał przywłaszczone pieniądze. Bo będzie na nim ciążył obowiązek naprawienia szkody.

A co z odpowiedzialnością finansową instytucji, które reprezentował?

Zdaniem Marty Pokutyckiej-Mądrali sprawa jest o tyle złożona, że jak wynika z ustaleń, Mirosław G. zakładał fikcyjne lokaty bankowe, co nie mieściło się w zakresie czynności zleconych przez ING Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie. A umowy z ING Bankiem uprawniającej do przyjmowania lokat w ogóle nie miał.

– Dopóki organy wymiaru sprawiedliwości nie zakończą postępowania, nie jest możliwe rozstrzygnięcie, czy spółka ponosi odpowiedzialność za działania Mirosława G. Wobec tego na tym etapie nie będziemy podejmować żadnych decyzji w tej sprawie – tłumaczy rzeczniczka ING Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie. Nie wiadomo zatem, czy firma będzie zwracać pieniądze klientom Mirosława G.

Natomiast Mirosław G. poprzez swojego pełnomocnika złożył w sądzie wniosek o list żelazny gwarantujący mu nietykalność. Tłumaczył w nim, że wyjechał do Niemiec i nie wiedział, że przeciw niemu toczy się jakieś postępowanie. Łódzki sąd ma się zająć wnioskiem najwcześniej pod koniec czerwca.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

j.blikowska@rp.pl

Małą aferą Amber Gold nazywają śledczy sprawę Mirosława G., który w centrum Łodzi przez pięć lat prowadził agencję bankowo-ubezpieczeniową pod logo ING. Mężczyzna oferował klientom różne produkty ubezpieczeniowe. Ale nie tylko. Zajmował się też kredytami hipotecznymi. Kilkanaście miesięcy temu zaczął proponować swoim stałym klientom atrakcyjne lokaty ze stawką 7 proc w skali roku. Było to o kilka punktów procentowych więcej niż u konkurencji.

Jak wynika z ustaleń łódzkich śledczych, na tak atrakcyjne lokaty skusiło się co najmniej kilkadziesiąt osób. Powierzyły one Mirosławowi G., jak się wstępnie szacuje, kilkanaście milionów złotych.

Pozostało 89% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy