Niektórzy inwestorzy twierdzą, że wyprzedaż na rynku długu państw emerging markets być może wcale się nie skończyła. A kiedy opadnie bitewny kurz, zarządzający funduszami będą musieli bardziej wnikliwie się przyjrzeć, które kraje oferują najlepsze perspektywy.
Ceny obligacji emitowanych przez gospodarki wschodzące spadły o 9,5 procent od czasu, gdy w maju doszły do najwyższego poziomu w historii – pokazuje Emerging Market Bond Index sporządzany przez J.P. Morgan. W najgorszym momencie ubiegłego tygodnia spadek wynosił nawet 12 procent.
Tempo wyprzedaży przypomina końcówkę 2008 roku, kiedy to obligacje z rynków wschodzących straciły prawie 30 proc. w niespełna dwa miesiące. Ceny obligacji poruszają się w przeciwnym kierunku niż rentowności, czyli gdy spadają, dochodowość papierów rośnie.
Kapitał szybko wraca do domu
Ostatnia przecena była spowodowana przez oczekiwania, że Rezerwa Federalna szybciej, niż zakładano, wycofa się ze skupu obligacji, przy pomocy którego wpompowywała w system finansowy 85 miliardów dolarów miesięcznie. Spowodowało to spadek rentowności obligacji wszelkiej maści. W połowie czerwca prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke nakreślił wstępny kalendarz wycofania się przez Fed z programu wykupu obligacji.
Komunikat z Fed pojawił się w momencie, gdy przybywa sygnałów o spowolnieniu na rynkach wschodzących. W ostatnich kilku latach niskie stopy procentowe, łagodna polityka monetarna i szybki wzrost w świecie rozwijającym się skłaniały inwestorów do polowania na wysoko rentowne aktywa na tych rynkach. Połączenie przykręcenia kurka przez Fed z niższym wzrostem na rynkach wschodzących powoduje odpływ kapitału z tych krajów.