Rz: Grudniowe aukcje warszawskiego antykwariatu Lamus są swoistym sejsmografem kondycji krajowego rynku bibliofilskiego. Jak ta kondycja wygląda?
Andrzej Osełko:
Sprzedaliśmy ok. 80 proc. oferty, wliczając w to kilka pozycji, które spadły z licytacji, ale zostały kupione natychmiast po aukcji, jak np. „Zielnik" Tabernaemontanusa z lat 1702–1731 czy „Inkunabuł" Alberta Wielkiego z 1505 r.; sprzedaliśmy go za 4,8 tys. zł. Muzeum przymierza się do zakupu rzadkiego chińskiego talerza z kolekcji króla Augusta Mocnego. To obiekt europejskiej klasy, który wystawiliśmy w dziale Pamiątki Historyczne.
Rękopis „Wiernej rzeki" Stefana Żeromskiego trafił do Biblioteki Narodowej za 240 tys. zł plus 7 proc. opłat organizacyjnych; cena wywoławcza była wysoka – 150 tys. zł. Rywalizowali między sobą prywatni kolekcjonerzy. Biblioteka skorzystała z prawa pierwokupu po cenie przez nich wylicytowanej. Do zakupu przymierzało się także Muzeum Narodowe w Kielcach.
Średnia krajowa sprzedaż na aukcjach to ok. 50 proc. oferty. Zatem wasz wynik jest dobry, ale były też zaskakujące sprzedaże w okazyjnie niskich cenach. Na przykład pięknie oprawioną książkę z biblioteki króla Francji Stanisława Leszczyńskiego, z jego superekslibrisem na okładce, kupiono za 3,4 tys. zł (cena wywoławcza 3 tys. zł).