– Przyznaję, że jestem pesymistą co do stanu naszego przygotowania do tej rewolucji. Jestem współwłaścicielem fabryk i wydaje się, że one oparte są na myśli intelektualnej. Pracuje tam przecież wielu inżynierów i konstruktorów, a jednak świadomość, jak obecne biznesy mogą się zmienić z dnia na dzień, jest bardzo niska – powiedział Maciej Grabski, prezes Olivia Business Centre. – Niby chcemy działać, ale nie wiemy dokładnie, co i gdzie zmieniać, brakuje miejsc, gdzie łatwo by można zbudować prototyp. Niełatwo jest też zapoznać się z dobrymi przykładami – dodał.
Ewolucja przemysłu pociąga za sobą różne implikacje, ale też i sytuacja polskiego biznesu się zmienia. Przez lata walczyliśmy z bezrobociem. Teraz notujemy najniższe bezrobocie od lat. Dotychczas więc duże korporacje międzynarodowe obecne w naszym kraju miały niewielką motywację do wprowadzania najnowszych rozwiązań z zakresu automatyzacji i robotyzacji procesów przemysłowych, bo miały dostęp do taniej siły roboczej. – Teraz sytuacja jest inna i procesy te muszą ruszyć właśnie ze względu na niedobory kadr, które mogą zastąpić np. roboty czy zautomatyzowane linie montażowo-produkcyjne – mówił Adam Mikołajczyk, dyrektor Departamentu Rozwoju Gospodarczego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego.
W jego ocenie nie da się zadekretować administracyjnie przejścia od przemysłu 3.0 do 4.0, ale muszą się pojawić na rynku odpowiednie bodźce, i to na tyle mocne, aby dotknęły całą gospodarkę. – I teraz taki potężny bodziec w postaci braku rąk do pracy właśnie się pojawił – tłumaczył Mikołajczyk, którego zdaniem dużym wyzwaniem jest też proces kształcenia. – Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że przemysł potrzebuje pracowników na swe konkretne potrzeby i takich musimy edukować, ale jednocześnie nie oznacza to, że ci ludzie nie muszą posiadać solidnej wiedzy ogólnej, tak aby kojarzyć określone procesy i nie dać się zaszufladkować w jednej niszy, która za kilka lat może okazać się za mała czy wręcz już niepotrzebna – tłumaczył. Zgodził się z tym Dariusz Gołębiewski, dyrektor ds. inżynierii ryzyka i rozwoju współpracy z przemysłem w TUW Polski Zakład Ubezpieczeń Wzajemnych. – Będąc inżynierem, przez wiele lat trudno mi się rozmawiało z finansistami, nauczyłem się tego przez praktykę i dodatkową edukację, dlatego jestem za tym, aby inżynierów uczyć też nowych modeli biznesowych – stwierdził. Zdaniem uczestników debaty jako kraj nie jesteśmy przygotowani na Przemysł 4.0. Dopiero budujemy świadomość wyzwania, jakie przed nami stoi.
Zacofanie szansą
– Nie ma i nie było państwa przygotowanego na rewolucję technologiczną i dotyczy to także naszego kraju. Paradoksalnie jest to szansa dla naszej gospodarki i biznesu, gdyż czwarta rewolucja przemysłowa będzie postępowała u nas bardzo szybko i z pominięciem pewnych znanych już etapów – prognozował prof. SGH dr hab. Piotr Płoszajski, kierownik Katedry Teorii Zarządzania w Szkole Głównej Handlowej. Przywołał przykład Chin, które obecnie są drugą największą gospodarką przemysłową świata, a jeszcze 20 lat temu były daleko za najbardziej uprzemysłowionymi krajami.
– Zaletą świata technologii jest możliwość przeskakiwania poprzednich etapów rozwoju. Z polskiego zacofania możemy uczynić zaletę. Potrzebne są tylko i aż mechanizmy na rynku, które to umożliwią – przekonywał prof. Płoszajski. Za dobry przykład pominięcia kilku etapów rozwoju przez polski biznes może posłużyć sektor hotelowy. Przez wiele lat brakowało w naszym kraju odpowiedniej bazy noclegowej. Teraz, kiedy hotele zbudowano w ostatnich latach po długim okresie zaniedbań, polska baza hotelowa nie ustępuje w niczym zachodniej, a po wielokroć ją przewyższa ze względu na nowość zastosowanych rozwiązań technologicznych.