Prawie w miejscu stoi także zatrudnienie w przedsiębiorstwach, angażujących więcej niż 9 osób. Rynek pracy się nasycił – przestrzegają specjaliści. Dodatkowo przedsiębiorcy zajmujący się przetwórstwem przemysłowym, pytani przez GUS we wrześniu przyznawali, że zastanawiają się nad zwolnieniem około 5 – 6 proc. pracowników. Obawiają się mniejszych zamówień i tego, że będą musieli ograniczać produkcję. Kłopoty dotykają budownictwa, w tym mieszkaniowego, a ono jest kołem napędowym dla innych branż: choćby produkcji sprzętu AGD czy mebli. Na ile zamierzenia te zrealizują, jeszcze nie wiadomo. Rynek pracy reaguje z dużym, kilkumiesięcznym opóźnieniem na sygnały, jakie daje mu gospodarka.
Wiadomo natomiast, że dla kogoś, kto nie gra na giełdzie, nie ma oszczędności w funduszach inwestycyjnych, a więc nie boli go głowa z powodu zawirowań na rynkach finansowych, zbliżające się spowolnienie gospodarcze najprawdopodobniej będzie oznaczało zamrożenie wynagrodzeń i mniejsze bezpieczeństwo zatrudnienia.
Ekonomiści są bowiem zgodni, iż co prawda nie powinniśmy obawiać się gremialnych zwolnień z pracy, ale płace nie będą już tak szybko rosły, a może nawet zostaną na tym samym poziomie co teraz. Po pierwsze, firmy – jeśli nie będą już tak gwałtownie jak w ubiegłych kwartałach poszukiwały pracowników – nie będą ulegały presji płacowej. Po drugie zaś, przestaną sobie nawzajem podkupywać pracowników i „podbijać” wynagrodzenie. Jeśli więc spada liczba ofert pracy, to za kilka miesięcy nasze płace przestaną rosnąć.