Indeks cen konsumpcyjnych (CPI) spadł w minionym miesiącu o 0,8 proc. rok do roku, po zniżce o 0,9 proc. w maju, zgodnie z wstępnym szacunkiem sprzed dwóch tygodni – podał w poniedziałek GUS.

W czerwcu przypada druga rocznica deflacji w Polsce, choć początkowo wydawało się, że zjawisko to potrwa najwyżej kilka miesięcy. Dziś ekonomiści uważają, że w ujęciu rok do roku ceny będą malały jeszcze przez kilka miesięcy, głównie z powodu wysokiej bazy odniesienia dla cen ropy naftowej.

Choć w czerwcu paliwo do prywatnych środków transportu było o 2,8 proc. droższe, niż w maju, to w porównaniu z czerwcem ub.r. było o 9 proc. tańsze (a w maju tańsze o 9,9 proc. rok do roku). W listopadzie lub w grudniu, jeśli ceny ropy nie spadną wyraźnie, paliwo zacznie jednak drożeć także w ujęciu rok do roku.

– Deflacja zakończy się w Polsce dopiero pod koniec roku. Zakładamy, że w miesiącach wakacyjnych spadek cen sięgnie ok. 0,8–0,7 proc., po czym we wrześniu może się spłycić do 0,2 proc. – napisał w komentarzu do danych GUS Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.

Od września w kierunku wzrostu cen konsumpcyjnych oddziaływał będzie prawdopodobnie podatek od sprzedaży detalicznej, uchwalony w ubiegłym tygodniu. – Naszym zdaniem koszt podatku zostanie częściowo przerzucony na klienta i przyczyni się do wzrostu cen detalicznych – ocenia Krystian Jaworski, ekonomista z banku Credit Agricole. Choć nawet prognozy NBP zakładają, że dynamika cen nie wróci do celu inflacyjnego banku centralnego (2,5 proc.) jeszcze przez ponad dwa lata, ekonomiści nie spodziewają się obniżek stóp procentowych. Większość z nich sądzi, że główna stopa NBP pozostanie na dzisiejszym poziomie (1,5 proc.) co najmniej do końca 2017 r.