Po tym jak się okazało, że deficyt budżetowy po marcu ma wynieść aż połowę planu na cały rok (25,5 mld zł), ekonomiści ponownie zaczęli bić na alarm. Uważają, że zaproponowane już przez rząd zmiany (m.in. reguła wydatkowa) nie przyczynią się do obniżki deficytu finansów publicznych w 2011 r.
„Rz” zapytała ekspertów, na czym gabinet Donalda Tuska mógłby się skupić w pierwszej kolejności przy tworzeniu budżetu na 2011 r. – Wystarczy zerwać z zasadą, że co roku wydatki rosną o poziom inflacji – wyjaśnia prof. Krzysztof Rybiński z SGH. Były minister finansów Mirosław Gronicki dodaje, że jeśli wydatki nie mogą być niższe niż w poprzednim roku, urzędnicy nie mają żadnej motywacji, aby oszczędzać.
Zdaniem ekonomistów należy ograniczyć waloryzację rent i emerytur tylko do inflacji i nie uwzględniać w niej poziomu wzrostu średnich płac. W skali 2010 r. w kasie państwa zostałoby wówczas ponad 600 mln zł. Małgorzata Krzysztoszek z PKPP Lewiatan (zasiada w Radzie Gospodarczej przy premierze) proponuje, aby wrócić do indeksacji emerytur, tylko gdy inflacja przekracza 5 proc., lub robić to co trzy lata, a nie co roku jak obecnie.
Poważną pozycję w wydatkach socjalnych państwa stanowią zasiłki chorobowe – w tegorocznym budżecie zarezerwowano na ten cel ponad 6 mld zł. – Należy skontrolować, czy te pieniądze trafiają w całości do potrzebujących. Z powodzeniem można ją zmniejszyć o jedną trzecią, co da 2 mld zł oszczędności – twierdzi Jakub Borowski, ekonomista Invest-Banku.
Bezzasadne w opinii ekonomistów jest też indeksowanie wysokości zasiłku pogrzebowego na podstawie wzrostu płac. W efekcie rośnie on szybciej niż koszty pochówku. Wynosi on 200 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia (obecnie 6487,20 zł). W 2010 r. państwo ma wydać na ten cel aż 2 mld zł. Urealnienie wysokości zasiłku mogłoby pozwolić na zmniejszenie wydatków o co najmniej 400 mln zł.