Ustawa nakłada na platformy obowiązek ujawnienia adresów i danych właścicieli zarejestrowanych w ich bazach. Każda z nich ma co miesiąc dostarczać aktualne informacje. Ustawa ma pomóc miejskim urzędnikom w egzekwowaniu prawa, które mówi, że nie wolno wynajmować mieszkania krócej niż przez 30 dni, chyba że właściciel także będzie obecny w mieszkaniu w tym czasie. Trzeba będzie poinformować czy wynajmowany jest jeden pokój, czy też całe mieszkanie.
- Musimy zmierzyć się z kryzysem mieszkaniowym. Z bezdomnością, a Airbnb odmawia nam udostępniania danych - mówi rzecznik rady miasta Cory Johnson. "New York Times" przypomina, że platformy typu Airbnb nie są mile widziane w Nowym Jorku i w zasadzie działają tam półlegalnie lub nielegalnie - w zależności od dzielnicy i wspólnoty zarządzającej danym domem.
Airbnb argumentuje, że nowe prawo uderza w mieszkańców, którzy dorabiają wynajmując pokoje lub apartamenty. Przedstawiciele platformy podczas debaty mówił nawet, że członkowie rady miasta "płaszczą się" przed biznesem hotelarskim, który najbardziej jest zainteresowany w zakazaniu działalności tego typu platform. Liz DeBold Fusco, rzeczniczka platformy, oskarżyła rajców o branie setek tysięcy dolarów od branży hotelarskiej i chronienie interesów wielkich hoteli.
Jednak z raportu Szkoły Planowania Urbanistycznego z Uniwersytetu McGill wynika, że niemal połowa zysków z wynajmu wpływa do kieszeni zaledwie 10 procent osób oferujących wynajem apartamentów w Nowym Jorku. To zdaniem autorów raportu obala twierdzenia Airbnb, że z platformy korzystają głównie "zwykli mieszkańcy miasta".
Z danych rady miejskiej wynika też, że przez Airbnb rosną ceny wynajmu mieszkań, co uderza w stałych mieszkańców. Zjawisko to najbardziej dotkliwe jest w takich okolicach jak Greenpoint, Bedford-Stuyvesant, Chelsea i Midtown - pisze "New York Times".