Rynek gastronomiczny w Polsce wychodzi z okresu zamknięcia mocno osłabiony i zdziesiątkowany. Od marca restauracje mogły pracować tylko w formule na wynos oraz w dostawie, co oznaczało utratę zdecydowanej większości klientów. W efekcie przez pięć tygodni od 16 marca spadki sprzedaży restauracji przekraczały 70 proc. tego, co generowały wcześniej. Jednocześnie mocno rozwijał się rynek dostaw: wzrosty w niektórych tygodniach wynosiły ponad 20 proc. Jednak obraz całego rynku zmienił się niewiele – wynika z analizy firmy technologicznej POSbistro, pracującej dla ponad 1 tys. restauracji. Do tego z danych wynika, że ok. 20 proc. restauracji aktywnych przed pandemią już na rynek nie wróciło. Nie musi to być ostateczna decyzja, otwarcia mogą być opóźnione.
Nadzieja w dowozie
– Zauważyliśmy, że w trudnym czasie pandemii otworzyły się nowe lokale, nastawione wyłącznie na dostawę – mówi Grzegorz Forysiński, współzałożyciel POSbistro. Jednocześnie segment ten runął w okresie wielkanocnym, kiedy to liczba punktów sprzedających w dostawie spadła o ponad 90 proc.
Ogółem średnia wartość rachunku w dostawie od początku marca do 31 maja systematycznie rosła. – Z punktu widzenia średniej siedmiodniowej nasze dane pokazują, że w ostatni majowy weekend klienci wydawali o średnio o 10 proc. więcej, korzystając z dostawy, w porównaniu do pierwszego tygodnia, w którym nastąpiło zamknięcie lokali – dodaje Grzegorz Forysiński. Średnia z siedmiu dni wzrosła z 52 zł sprzed zamknięcia gospodarki do 57 zł w ostatnim weekendzie maja br.