Atak zimy w Teksasie i związane z nim wyłączenia dostaw energii wywołały temat funkcjonowania rynku energetycznego w tym stanie. Od początku XXI wieku jest on zderegulowany i dominująca pozycję zajmują na nim komercyjni dostawcy zawierający z konsumentami umowy. Zaledwie 40 procent mieszkańców Teksasu wciąż ma dostęp do dostawców energii posługujących się regulowanymi cenami, narzucanymi przez władze lokalne.
Czytaj także: Rekordowe koszty ataku zimy w Teksasie
Okazuje się, że zderegulowany rynek energii, który miał przynieść Teksańczykom oszczędności, sprawia, że mieszkańcy stanu słono przepłacają za prąd. Z danych U.S. Energy Information Administration (EIA) cytowanych przez Wall Street Journal wynika, że od 2004 do 2019 roku mieszkańcy Teksasu, którzy mieli dostęp tylko do komercyjnych dostawców energii płacili średnio 13 procent więcej za prąd niż wynosiła średnia cena w USA. Równocześnie ci Teksańczycy, którzy mieli dostęp do dostawców o regulowanych cenach płacili o 8 procent mniej za energię od średniej ceny.
WSJ wyliczył, że w efekcie konsumenci, którzy mieli dostęp tylko do komercyjnych dostawców energii zapłacili od 2004 roku o 28 mld więcej niż gdyby korzystali z usług tradycyjnych dostawców o regulowanych cenach. W tej kwocie nie ma jeszcze, oczywiście, rachunków za ostatnie tygodnie, które dopiero do konsumentów docierają i już wiadomo, że będą wysokie.
Na wysokość rachunków za okres niezwyczajnych mrozów będzie miał wpływ skok cen na rynku energii do 9 tys. dolarów za megawatogodzinę. Wielu konsumentów ma umowy, które uzależniają cenę końcową od ogólnego zapotrzebowania na energię i jej ceny na rynku. W efekcie wielu konsumentów dostaje rachunki wielokrotnie wyższe od normalnych za okres, w którym prawie nie mieli energii. Tymczasem, jak zapewniali zwolennicy wolnego rynku, nic takiego nie miało prawa się zdarzyć.