Jeszcze trzy miesiące temu szokiem dla rynku była cena 158 dolarów za tonę. Tyle kosztował węgiel w światowym centrum handlu tym surowcem, portach Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia. Od tego czasu tona zdrożała o 50 dolarów. A w stosunku do maja roku ubiegłego – o 300 proc. Nie zdziwi więc, jeśli na koniec roku tona dojdzie do 240 – 250 dolarów.
– Wszystko zależy od tego, jak będą się kształtować ceny ropy. Prognozy mówią o spadkach, ale 220 dolarów za tonę węgla będzie normą – uważa Leon Kurczabiński, specjalista ds. rynków węglowych Katowickiego Holdingu Węglowego.
W 2006 r. tona węgla kosztowała tylko 45 dolarów. Na początku tego roku np. Citigroup i AG USB prognozowały, że tona surowca bez opłaty frachtowej i ubezpieczenia utrzyma się na poziomie 100 dolarów (a koksującego maksymalnie 200 dolarów). Tyle że strategie energetyczne sprzed kilku lat zakładały, że ropa 150 dolarów osiągnie ok. 2030 r. – tymczasem w tym roku na chwilę przekroczyła 146 dolarów.
– Moim zdaniem gwałtownego wzrostu cen nie będzie, ale to zależy od cen innych paliw. Trudno się pokusić o wypadkową – twierdzi Maksymilian Klank, przewodniczący Euracoalu, europejskiej organizacji zrzeszającej pracodawców i producentów węgla.
Ceny innych paliw są ważnym kontekstem, jednak w przypadku węgla mamy do czynienia także ze spadającym wydobyciem. Nawet największa węglowa potęga, Chiny, zapowiedziała przed igrzyskami import węgla, bo zapasy elektrowni starczają tam teraz na 10 – 14 dni (w Polsce na 30). – Popyt w Azji jest ogromny. W Europie jest mniejszy, bo pilnuje się m.in. rozwoju odnawialnych źródeł energii – tłumaczy Kurczabiński.