– Zaczynamy interesować się Białorusią. Są tam ogromne możliwości i powoli otwiera się żelazna kurtyna – mówi „Rz” Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. – Jest bardzo przychylna atmosfera rządu i chcemy z tego skorzystać. Obiecujemy sobie dużo po tym rynku. Był tam już nasz przedstawiciel. Mamy już lokalnego partnera biznesowego. Na początku października jedziemy na konkretne rozmowy – zapowiada.
Jak mówi Ciurzyński, na Białorusi brakuje wszystkiego: powierzchni mieszkaniowych, biurowych, handlowych, hoteli. Spółka bada teraz możliwość uruchomienia projektów z różnych sektorów rynku nieruchomości. – Jeżeli się zdecydujemy, to ruszymy już w przyszłym roku – zapowiada prezes Polnordu.
Jacek Bielecki, dyrektor Polskiego Związku Firm Deweloperskich, uważa jednak, że polityczne ryzyko inwestowania na Białorusi jest jeszcze zbyt duże. Dodaje, że kilku polskich deweloperów przygląda się temu rynkowi i ma plany inwestycyjne. – Na razie jednak niewiele z nich wychodzi – mówi Bielecki.
– Tam potencjalnie można więcej zarobić niż np. na południu Europy, ale i ryzyko jest wciąż większe – potwierdza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP. – Zresztą jak zawsze przy inwestycjach na wschód od Polski. Za Polnordem przemawia jednak doświadczenie spółki w Rosji. Białoruski rynek jest dość specyficzny, ale i pod wieloma względami podobny do rosyjskiego. Jeśli Polnord poradzi sobie z procedurami, może tam sporo zarobić – dodaje.
Michał Sztabler podkreśla, że na Białorusi ciągle nie ma zbyt wielu zagranicznych konkurentów w branży deweloperskiej. Do tego lokalne firmy są dość słabe, zwłaszcza technologicznie.