Związkowcy ostrzegają: drastyczne cięcia wojskowych zamówień doprowadzą branżę do katastrofy. Z budżetu wypadły planowane zakupy uzbrojenia za prawie 2 mld zł. Tegoroczne wydatki zostały obciążone także spłatą kilkumiliardowych zeszłorocznych długów. Wczoraj produkcję wstrzymały zakłady Łucznika w Radomiu. Fabryka zatrudniająca ponad 300 osób w 98 proc. opiera swoją działalność na zamówieniach MON i MSWiA.
Na dziś w MON zaplanowano rozmowy ostatniej szansy. W razie fiaska dojdzie do eskalacji konfliktu. Resort jednak jeszcze wczoraj podjął próbę załagodzenia sporu. Zapowiedział, że zaproponuje stworzenie systemu gwarancji i poręczeń dla firm z branży. Szczegółów nie ujawniono.
Nie wiadomo, czy te deklaracje uspokoją pracowników zbrojeniówki. Gwarancje dla ratunkowych kredytów są jednym z postulatów „Solidarności”. Związek ma jednak jeszcze inne: wstrzymania importu broni i sprawiedliwszego rozłożenia ciężaru kryzysu na wszystkie wydatki MON.
Branża domaga się też, aby minister Bogdan Klich odkrył karty. Przedsiębiorcy chcieliby się dowiedzieć, komu armia da nawet okrojone zamówienia i szansę utrzymania się na powierzchni. – Z czołówki 35 największych producentów ocaleje w tym roku, przy pesymistycznym scenariuszu, najwyżej pięciu, sześciu. Zapaść uderzy w 46 tys. zatrudnionych w branży i pogrąży poddostawców – ostrzega Stanisław Głowacki, przewodniczący Sekcji Krajowej Przemysłu Zbrojeniowego „Solidarności”.
Bumar, największy w kraju holding obronny skupiający 17 firm, w zeszłym roku dostarczył armii sprzęt za ok. 2 mld zł. Jeszcze wczoraj zarząd Bumaru szacował, że w tym roku wojsko zamówi uzbrojenie i wyposażenie za niespełna 300 mln zł. – Tniemy wydatki na administrację, koszty w firmach, przestawiamy się na zarządzanie kryzysowe – mówi Kamilla Walczak, rzecznik koncernu. Grupa Bumar zatrudnia prawie 9 tys. pracowników.