Uczestnicy konsorcjum, które planowało budowę gazociągu z Norwegii do Szwecji i Danii, zdecydowali wczoraj o zawieszeniu tego projektu.
Dla Polski to wyjątkowo zła wiadomość, bo Skanled miał zwiększyć bezpieczeństwo zaopatrzenia kraju w gaz ziemny. Norweski gaz miał płynąć rurociągiem do Danii, a z tego kraju – do polskiego wybrzeża. Spółka Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zaangażowała się w Skanled jako udziałowiec konsorcjum, a państwowa firma Gaz System planowała budowę gazociągu do Danii (Baltic Pipe). – Jestem zaskoczony postawą partnerów skandynawskich, którzy pomimo wcześniejszych ustaleń nie wywiązali się z obietnicy dostaw – przyznaje prezes PGNiG Michał Szubski.
Polska spółka, mająca 15 proc. udziałów w konsorcjum Skanled, liczyła, że rurociągiem z Norwegii do Danii i dalej do Polski będzie mogła sprowadzać ok. 2,5 mld m sześc. gazu rocznie. To ilość pokrywająca ok. 18 proc. obecnego zapotrzebowania kraju. Projekt Skanled miał być gotowy ok. 2013 r.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że do decyzji o zawieszeniu projektu Skanled przyczynił się niemiecki koncern E.ON Ruhrgas, który miał 15 proc. udziałów w konsorcjum. W poniedziałek władze tego koncernu uznały, że skoro norweski Statoil nie może zapewnić mu gazu, to nie ma sensu nadal uczestniczyć w Skanledzie. E.ON zamierzał sprzedawać gaz w Szwecji.
Wiceprezes PGNiG Radosław Dudziński mówi, że od kilku tygodni z Norwegii płynęły niepokojące sygnały. Najpierw wycofało się kilku drobnych udziałowców. – Firmy skandynawskie, a ostatnio potentat chemiczny Yara, sugerowały, że nie może uzgodnić ze Statoilem warunków dostaw gazu do swojego zakładu – podkreśla Dudziński. To Yara miała być największym w Norwegii odbiorcą paliwa ze Skanledu. – Ucieczka firm skandynawskich z projektu i nieprzychylne stanowisko Statoilu spowodowały, że cała inwestycja przestała być opłacalna – dodaje Dudziński.