Wczoraj trzeci co do wielkości górniczy koncern na świecie Rio Tinto ograniczył zatrudnienie w biurze w Szanghaju. Z finansowej stolicy Chin wyjechali do Singapuru wszyscy obcokrajowcy zatrudnieni w Rio Tinto. – Cały czas przenosimy pracowników, teraz postanowiliśmy zgrupować ich poza Szanghajem – tłumaczył Sam Welsh, prezes koncernu.
Australijczycy zaczęli ograniczać personel w Chinach po aresztowaniu sześć tygodni temu swoich czterech pracowników. Zostali oni oskarżeni o szpiegowanie i przekazywanie tajemnic państwowych. W ostatni poniedziałek na stronie internetowej Agencji Bezpieczeństwa Państwowego ukazał się tekst jednego z jej pracowników, w którym wyliczono straty chińskich firm z powodu działalności Rio Tinto. Miały one wynieść 102 mld dolarów. Tekst został szybko wycofany i poinformowano, że stanowi on wyłącznie wyraz poglądów autora.
Zdaniem ekonomistów podłożem tego konfliktu jest odstąpienie Rio Tinto od transakcji z chińskim koncernem surowcowym Chinalco na początku czerwca tego roku. Chinalco miał wesprzeć zadłużone Rio Tinto kwotą ponad 19 mld dol. w zamian za udziały. Kiedy jednak pod naciskiem swoich akcjonariuszy, którzy nie zaakceptowali transakcji z Chinalco, Australijczycy zdecydowali się na połączenie z innym gigantem surowcowym – BHP Billiton – prezes Chinalco Xiong Weiping ostrzegł, że widzi w ich umowie tendencje monopolistyczne i będzie się obu firmom pilnie przyglądać.
Z kolei prezydent Chin Hu Jintao polecił rozpocząć dochodzenie przeciwko Rio Tinto, które po kilku dniach zaowocowało aresztowaniem pracowników szanghajskiego biura – trzech Chińczyków i Australijczyka. A Chinalco skupiło na giełdzie 9 proc. akcji Rio Tinto.
Nie jest to pierwsza próba przejęcia przez Chińczyków producenta surowców, która zakończyła się niepowodzeniem. Wcześniej koncernu naftowego Cnooc Ltd. nie zdołał przejąć amerykański Unocal Corp. Wtedy politycy w USA uznali, że w Chinach biznes i polityka są ze sobą zbyt blisko powiązane i stanowi to dla Unocalu nadmierne ryzyko.