[srodtytul]Wybrany przez starszyznę[/srodtytul]
Koncern sięgnął po wykształconego w Stanach Zjednoczonych Akio Toyodę, wnuka założyciela, na początku zeszłego roku. Tak zdecydowała starszyzna rodu. Nie było to zaskakujące, bo od 1960 r. zawsze ktoś z rodziny był albo prezesem, albo wiceprezesem. Gdy w 1995 r. ze wzgledu na chorobę odszedł Tatsuro Toyoda, okazało się, że nie ma nikogo z klanu, kto mógłby dalej sprawować władzę, wybrano więc znanego specjalistę od organizacji sprzedaży Hiroshi Okudę, który nie zawiódł zaufania. Naprawił to, co popsuł Tatsuro, zniechęcał inwestorów gotowych przejąć udziały w spółkach Toyoty, zabezpieczając je przed próbami wrogiego przejęcia. Wtedy właśnie zaczęto też się zastanawiać, czy „rodzina” powinna decydować o składzie zarządu, skoro wszyscy łącznie mają jedynie 2 proc. akcji. Wątpliwości jednak nie zdały się na nic, a ojciec obecnego prezesa, Shoichiro, nadal zasiada w zarządzie koncernu. Ostatecznie jednak prezesem został Fujio Cho, fanatyk jakości, i sława Toyoty kwitła. Jego następcą był Katsuaki Watanabe, który miał jedną ideę: pokonać General Motors i stać się największym koncernem samochodowym na świecie, zagarniając 15 proc. światowego rynku w 2010 r. Watanabe udało się pokonać GM. Kiedy amerykański koncern znalazł się na progu bankructwa w 2008 r., sprzedając mimo wszystko 8,3 mln samochodów, Toyota przebiła go ze sprzedażą 8,9 mln aut.
I wtedy ujawniły się problemy. Wiosną 2009 r. koncern zaszokował świat . Zamiast wielomiliardowego zysku 4,4 mld dol. straty. Stanowiskiem zapłacił Watanabe.Władzę przejął Akio Toyoda, zwolennik oszczędnej produkcji, pustych magazynów i dostaw części prosto z fabryki na taśmy produkcyjne.
W Toyocie zaczął pracować w 1984 r., miał wtedy 27 lat. Dostał posadę w Centrum Badawczym. Pracował z elitą inżynierską koncernu, która wymyśliła oszczędną produkcję, co przyczyniło się zresztą do niespotykanej konkurencyjności Toyoty. W 1992 r. został przeniesiony do działu sprzedaży. Stał się zmorą pracowników, zadając pytania: dlaczego fabryka produkuje auto w 20 – 30 godzin, a diler potrzebuje ponad 30 dni, aby to auto sprzedać i odnotować wpłatę na koncie? Dlaczego nie zastosować zasad oszczędnej produkcji także u dilerów? I wałęsał się incognito, udając klienta, żeby zobaczyć, co kto robi źle. W efekcie sprzedaż wzrosła, a dilerzy dostawali szybciej pieniądze. W 2001 r. rozkręcił produkcję w Chinach. Okudy, który kwestionował awans członków rodziny z powodów innych niż odpowiednie kwalifikacje, do Akio nie miał zarzutów. – Ma tyle talentów, że rozsypują się po firmie jak kartofle z worka. Tyle że dopiero latem ubiegłego roku zorientował się, jak wielkie są kłopoty koncernu, a potem zaczął popełniać błędy na własny rachunek, bo zajmując gabinet prezesa, nie zdecydował się działać tak szybko, aby reputacja Toyoty nie ucierpiała. Czy i jego ukarze teraz starszyzna?
[srodtytul]Wyczerpana pula błędów[/srodtytul]
Analitycy pytani, co robić z akcjami Toyoty, radzą: trzymać, bo są tanie i muszą podrożeć. Inwestorzy tacy jak wielki bank HSBC będą „się przyglądać”. Wielu właścicieli aut z pechowych roczników zapewnia, że nie zamierza rezygnować z tej marki mimo wpadki producenta. Zachwycona konkurencja – General Motors, Ford, Chrysler Honda, Nissan, a nawet koreański Hyundai – oferuje tysiąc dolarów rabatu albo nieoprocentowany kredyt każdemu klientowi, który sprzeda toyotę, a kupi jej auto. Efekt tej akcji będzie znany pod koniec lutego. Władze amerykańskie i japońskie zastanawiają się nad ukaraniem koncernu za zbyt wolną reakcję na kłopoty.