– Tracilibyśmy, gdyby nas tu nie było – mówi Piotr Fedorowski, którego firma MpicoSys prezentuje rozwiązania z dziedziny zaawansowanych kart dostępu do pomieszczeń. MpicoSys współuczestniczy w targach w grupie sześciu spółek działających w Pomorskim Parku Naukowo-Technicznym (m.in. Ivo Software czy Master Telecom).
– Szukamy zarówno partnerów, jak i potencjalnych inwestorów, którzy pomogą w rozwoju produktu i wprowadzeniu go na rynek. Idealnie byłoby znaleźć jedno i drugie – mówi przedstawiciel MpicoSys. Jego firma od trzech lat jeździ na targi do Hanoweru i uważa, że to się opłaca.
– Czasem słyszy się głosy, że CeBIT podupada, ale dla nas wciąż trudno o lepsze miejsce do kreacji wizerunku naszej marki wśród niemieckich przedsiębiorstw i poszukiwania partnerów do sprzedaży naszych usług – mówi Zdzisław Nowak, prezes firmy Exatel, polskiego operatora telekomunikacyjnego. Jego firma wystąpiła na targach wyjątkowo okazale, ale według Nowaka koszty tego typu przedsięwzięć wcale nie muszą być wysokie. – Istnieją różnorakie możliwości refinansowania takich wydatków – nawet do 100 proc. ich wartości, np. ze środków na promocję eksportu polskich firm, jakie są w gestii samorządów i władz centralnych – mówi szef Exatelu.
Jeszcze większe stoisko niż Exatel ma w Hanowerze krakowski Comarch, ale ten od kilku lat konsekwentnie i nie szczędząc środków inwestuje w obecność na niemieckim rynku. – Na ten rynek trzeba dostarczać usługi pod marką, która wzbudzi zaufanie Niemców – mówi Janusz Filipiak, szef i założyciel Comarchu.
W tym roku na targach w Hanowerze jest mniej więcej tyle polskich firm co przed rokiem. Dwa lata temu było ich jednak około 30, co też trudno uznać za mocną reprezentację. Z promocji polskich firm branży teleinformatycznej wycofała się Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Aktywne pozostały regionalne klastry naukowo-techniczne, obok wspomnianego pomorskiego również poznański, oraz władze samorządowe.