Personel pokładowy angielskiego narodowego przewoźnika od soboty przez trzy dni odmówił pracy. Nie odbyło się ok. 200 rejsów, czyli ok 40 — 30 proc. zaplanowanych lotów. Kolejny strajk, tym razem czterodniowy ma zacząć się w najbliższą sobotę. Związkowcy sprzeciwiają się zamrożeniu pensji na rok 2010, zwolnienia części osób i redukcji liczby załóg na trasach długodystansowych. Jak wyliczyli analitycy, każdy dzień strajku 12 tys. pracowników kosztuje British Airways ok. 20 mln funtów.

Z kłopotami muszą liczyć się też klienci Lufthansy, którzy wykupili bilety na loty w dniach 13 — 16 kwietnia. Na ten okres strajk zapowiedzieli piloci niemieckiej Lufthansy. Decyzja zapadła po tym jak związkowcom i zarządowi przewoźnika nie udało się dojść do porozumienia w sprawie płac i warunków pracy. Władze niemieckiej narodowej linii planują do 2011 roku wprowadzić oszczędności w wysokości 1 mld euro.

Piloci rozpoczęli strajk już w lutym, wówczas jednak związkowy sąd nakazał im powrót do pracy i do negocjacji w zarządem. Nie odbyło się jednak ok 2 tys. lotów, a straty przewoźnika wyniosły 50 mln euro. Jak wylicza Reuters, każdy dzień strajku kosztuje Lufthansę ok. 25 mln euro.

Napięta sytuacja jest również w innych niemieckich liniach — Air Berlin, to drugi pod względem liczby obsługiwanych podróżnych przewoźnik w tym kraju. Piloci odwołali w tym miesiącu strajk ostrzegawczy i zdecydowali się przedłużyć negocjacje.