Jak Amerykanie zaopatrują krewnych na Kubie

Amerykanie wymyślili sposób obejścia embarga wobec Kuby. Wynajmują ludzi, takie polskie „mrówki”, do zaopatrywania krewnych na wyspie w towary i dolary

Publikacja: 12.08.2010 18:45

Miami

Miami

Foto: AFP

Wygląda to tak: Kubańczyk otrzymuje SMS-a: „Blondynka z długimi włosami, niebieskie dżinsy, czarny T-shirt, srebrne obcasy, najbliższy lot z Miami”.

Gdy z budynku międzynarodowego lotniska im. José Marti w Hawanie wyjdzie ta kobieta pchając wózek z pękatymi torbami, rzuca się na nią z powitaniem mężczyzna, który nigdy nie widział jej na oczy. – Ściskają się, jakby znali się całe życie. A kiedy dotrą do parkingu, kobieta przekazuje mu bagaż i mówi „adios” - wyjaśnia mieszkanka Miami, Yanet.

Tak wygląda przybierająca na sile metoda dostarczania przez posłańców odzieży, żywności, artykułów powszechnego użytku, elektrycznych, AGD i milionów dolarów mieszkańcom komunistycznej Kuby. „Mrówki” kursują regularnie między Stanami i wyspą, dostarczają zupełnie obcym ludziom towary za opłatą albo za fundowany bilet lotniczy.

- System funkcjonuje wspaniale — stwierdza Yanet, która sama wykonała dwa takie kursy do Hawany w ciągu niecałego miesiąca — Trzeba jednak na miejscu odegrać pewien show, bo nigdy nie wiadomo, kto człowieka obserwuje - dodaje.

Ten nieformalny handel świadczy o złagodzeniu niedawno embarga handlowego wobec Kuby, obowiązującego od 48 lat. Waszyngton ogłosił je w 1962 r., aby zmusić rząd kubański do rezygnacji z komunizmu.

Przywóz towarów i dolarów na Kubę nasilił się wyraźnie po zniesieniu w 2009 r. przez Baracka Obamę ograniczeń wobec Amerykanów kubańskiego pochodzenia w podróżach do dawnej ojczyzny i znacząco zwiększył sumę pieniędzy, jakie mogą ze sobą zabierać.

Prezydent pozwolił także na eksport na Kubę i dalszy reeksport osobistych urządzeń łączności: telefonów komórkowych, komputerów i oprogramowania. Udający się do Hawany mogli już wcześniej przywozić paczki z żywnością i lekarstwami, od kilku lat producenci żywności mogą ją sprzedawać Kubie, jeśli tylko płaci.

Z Miami odlatują codziennie dwa samoloty czarterowe, z rosnącą liczbą Amerykano-Kubańczyków, którzy chcą odwiedzić rodziny, a władze amerykańskie tolerują coraz większy wywóz towarów konsumpcyjnych.

–„Mrówki” muszą jednak przechytrzyć kubańskich celników, którzy często kontrolują bagaże i znaleźć luki w przepisach, aby nie płacić cła za zbyt dużą ilość danego towaru. Krótko mówiąc, muszą za każdym razem uważać, by nie przesadzić z ilością tego samego towaru, bo kubańscy celnicy nie są frajerami. Gdy zorientują się, że to na handel, to wszystko skonfiskują - podsumowuje Yanet.

Chroniczny brak wszystkiego i wysokie ceny niewielu towarów z importu sprzedawanych w kubańskich sklepach za dewizy skłonił wyspiarzy do korzystania z ludzkich „mrówek”.

John Kavulich obserwujący handel dwustronny w Amerykańsko-Kubańskiej Radzie Handlowo-Gospodarczej w Nowym Jorku uważa, że nie jest możliwe dokładne oszacowanie tego nieformalnego handlu. Więcej przyjazdów oznacza tylko więcej pieniędzy i większe koszty na Kubie — dodaje.

Manuel Orozco, ekspert od przekazów pieniężnych w think-tanku Inter-American Dialogue w Waszyngtonie ocenia, że kubańscy emigranci z USA przekazali w 2008 r. na wyspę 636 mln dolarów i nieco mniej w ubiegłym roku z powodu spowolnienia gospodarki. — Ok. 60 proc. tych pieniędzy dociera nieformalnymi kanałami albo przez posłańców. To całkiem dużo — uważa.

Wymogi administracyjne w USA, brak konkurencji dla tego rodzaju usług i opłaty pobierane na Kubie za wymianę dewiz powodują, że oficjalne transfery za pośrednictwem takich agencji jak Western Union są bardzo kosztowne. Jest to 17 proc., podczas gdy „mrówka” bierze 13 proc. i znacznie szybciej dostarcza pieniądze.

Nie ma żadnych danych o wolumenie nieformalnego handlu towarami, ale przybrał on całkiem zorganizowaną formę. W Hawanie są już prywatne punkty, gdzie Kubańczycy mogą kupować towary z katalogów przesyłanych mailem. Wybierają dany artykuł, płacą zaliczkę 50 proc., a po 15 dniach odbierają zakup i dorzucają 25 proc. prowizji. Większość tych sklepików to rodzinny biznes.

W innych przypadkach np. Hawańczyk wysyła do krewnego w Miami listę zamawianych artykułów. Ten znajduje „mrówkę”, która je zawiezie na Kubę za darmowy bilet.

Wyspiarze szaleją za znanymi markami - wyjaśnia Diana, zajmująca się wysyłką z Miami. - Proszą np. o okulary słoneczne Dolce&Gabbana czy Gucci, tanie podróbki tych marek idą jak woda.

Najwięcej zarabia się na luksusowej elektronice. Telewizor z płaskim ekranem kupiony w Miami za 700 dolarów można sprzedać na Kubie za 2000. W dolarowym sklepie kosztowałby 2500, gdyby był.

Wygląda to tak: Kubańczyk otrzymuje SMS-a: „Blondynka z długimi włosami, niebieskie dżinsy, czarny T-shirt, srebrne obcasy, najbliższy lot z Miami”.

Gdy z budynku międzynarodowego lotniska im. José Marti w Hawanie wyjdzie ta kobieta pchając wózek z pękatymi torbami, rzuca się na nią z powitaniem mężczyzna, który nigdy nie widział jej na oczy. – Ściskają się, jakby znali się całe życie. A kiedy dotrą do parkingu, kobieta przekazuje mu bagaż i mówi „adios” - wyjaśnia mieszkanka Miami, Yanet.

Pozostało 88% artykułu
Biznes
„Rzeczpospolita” o perspektywach dla Polski i świata w 2025 roku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Biznes
Złote Spinacze 2024 rozdane! Kto dostał nagrody?