Toyota wyczuła zmianę i kupiła w tym roku kilka procent udziałów w Tesli – amerykańskim producencie aut elektrycznych. Dobrze rozreklamowany, wprowadził do sprzedaży elektryczny samochód sportowy i ma kilka patentów dotyczących napędu elektrycznego. Są one na tyle ważne, że 10 procent udziałów ma w Tesli także Daimler. Obaj właściciele, to jest Toyota i Daimler, zapewne będą próbowali się porozumieć co do wykorzystania osiągnięć Tesli w swoich konstrukcjach.
Koncerny zaprzeczają jakimkolwiek rozmowom. Tymczasem wyścig do dopłat sięgających 9 tys. euro za samochód już się rozpoczął. Peugeot w przyszłym roku wprowadzi do sprzedaży elektryczny mały samochód nazwany iOn, który wystawiony był w dużych ilościach na trwającym właśnie salonie samochodowym w Paryżu.
– Będziemy pierwsi w Europie – zapewnia szef marki Vincent Rambaud.
Chociaż samochód jest wersją elektrycznego Mitsubishi, francuski koncern wydał 50 mln euro na wprowadzenie modyfikacji. W pierwszym roku firma zamierza sprzedać 4 tys. tych importowanych z Japonii modeli. Biorąc pod uwagę, że klient uzyska do każdego rejestrowanego auta dopłatę co najmniej 5 tys. euro, firma z samych pieniędzy podatników odzyska znaczną część inwestycji już w pierwszym roku. Kilka miesięcy po Peugeocie w sprzedaży pojawią się elektryczne Renault i Nissany. Obie firmy rozpoczną sprzedaż od klientów flotowych, oferując modele kompaktowe i lekkie dostawcze.
Do produkcji elektrycznych aut przygotowują się też niemieckie koncerny: Mercedes-Benz, BMW i VW. Prezes Volkswagena Martin Winterkorn zapowiedział na salonie samochodowym w Paryżu, że w 2018 roku prowadzona przez niego firma będzie liderem na światowym rynku aut elektrycznych z udziałem sięgającym dwóch procent. Powodzenie tego planu zależy jednak od dopłat.