Szacuje się, że kompleksowy system obronny będzie kosztował nawet kilkadziesiąt miliardów złotych.
Przeciwlotnicza tarcza będzie na pewno najdroższym orężem, który chce pilnie pozyskać wojsko. W ciągu najbliższej dekady polska armia będzie musiała wycofać ze służby wszystkie rakiety przeciwlotnicze radzieckiej produkcji takie jak Kub, Newa czy Osa, które choć modernizowane po upadku układu warszawskiego, przedstawiają poziom techniczny z początku lat 60 i już nie są skuteczną bronią przeciw samolotom i śmigłowcom. Przedstawiciele Sztabu Generalnego WP przekonywali w środę podczas konferencji poświęconej przyszłej tarczy w Warszawie, że priorytetowe znaczenie ma dziś zakup przeciwlotniczego systemu średniego zasięgu, który mógłby zwalczać pilotowane i zdalnie sterowane statki powietrzne a także rakiety wystrzelone przez potencjalnego agresora.
— Sytuację komplikuje fakt, że w arsenale przeciwlotniczym kraju nigdy nie było nowszych systemów przeciwrakietowych takich jak amerykański Patriot czy rosyjskie systemy S 300. Musimy więc przeskoczyć jedną, technologiczną generację — tłumaczył w środę płk Waldemar Babinowski z Szefostwa Obrony Przeciwlotniczej.
[srodtytul]Rakietowa koncepcja jeszcze w tym roku[/srodtytul]
Piotr Pachowski dyrektor Biura Obrony Przeciwrakietowej w MON potwierdzał, że do końca grudnia tego roku resort obrony przygotuje studium wykonalności przyszłego systemu obrony przeciwlotniczej. Wojsko zderzy w nim potrzeby związane z koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa państwa z ofertą rynkową i ewentualnymi kierunkami wyboru dostawców przede wszystkim nowoczesnych rakiet. — W przyszłym systemie przewidujemy istotną rolę polskich producentów zwłaszcza urządzeń radiolokacyjnego rozpoznania i dowodzenia. To powinno dać szansę obniżenia gigantycznych kosztów całej inwestycji — mówi dyr. Pachowski. Zastrzega, że armia nie będzie składać zamówień w polskich firmach, jeśli wcześniej nie zweryfikuje jakości i przydatności rodzimego sprzętu.