- Akcją ratunkową dowodzi dyrektor kopalni, w sztabie są też specjaliści, m.in. z AGH i WUG - powiedział Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy kopalnia Krupiński, w której wczoraj o godz. 19.48 doszło do zapłonu metanu.
W wyniku pożaru pod ziemia uwięzionych było pięciu górników, jednego udało się wydostać, potem warunki się pogorszyły, w efekcie przed 4 rano w piątek okazało się, że zaginęło dwóch ratowników. Stracono z nimi kontakt. Zagórowski przyznał pytany przez "Rz", że nie ma też kontaktu z czterema czterema górnikami uwięzionymi pod ziemią od ok. 13 godzin
- Na dole jest duże zadymienie, przewietrzamy teren, by móc cokolwiek widzieć. Jest też duże stężenie CO2, co daje podstawy myśleć, że zapalił się nie tylko metan, ale zajęły się też od niego jakieś urządzenia, np. kable czy elementy drewniane w ścianie - powiedział prezes JSW. Dodał, że nikt nie traci nadziei, choć w akcji ratunkowej w tak trudnych warunkach (na dole jest ponad 40 stopni Celjsusza) liczy się każda minuta
Prezes JSW zapewnił, że 8 górnikom przebywającym w szpitalach nic nie zagraża. dodał też, że jest już pewnie, że w kopalni nie wybuchł metan, bo skutki tego wybuchu (za którym idzie zwykle wybuch pyłu węglowego) są o wiele straszniejsze
- Wiemy, że czujniki nie wskazywały podniesionego stężenia metanu. Poza tym choć kopalnia ma IV stopień zagrożenia metanowego, to akurat w tej ścianie zagrożenie nie było aż tak wysokie. Z relacji górników wynika, że mógł to być nagły wypływ metanu - relacjonował prezes.