„Wzrost popytu na gaz na tle pogorszenia się zaopatrzenia w ropę dyktuje przejście od cen na bazie koszyka ceny ropy do samodzielnego określania ceny gazu na podstawie popytu i podaży" – przyznaje szefowa działu strategii Gazpromu Włada Rusakowa w artykule w branżowym piśmie „Przemysł Gazowy". Dodaje, że ten scenariusz jest możliwy w dalszej perspektywie.
Oznacza to, że europejscy klienci Gazpromu, którzy domagają się, by ceny rosyjskiego surowca bardziej powiązać z notowaniami gazu niż ropy, mogą na to liczyć, ale trudno powiedzieć kiedy.
3,5 mld dol. może wydać w tym roku PGNiG na paliwo z Rosji
Od lat Gazprom kalkuluje cenę na podstawie notowań nafty sprzed pół roku. Liczba niezadowolonych z tego klientów rośnie coraz szybciej, bowiem różnica między ceną gazu na rynku spotowym (giełdowym) a tą z kontraktów Gazpromu sięgała już nawet 30 proc. W 2010 r. rosyjski potentat po raz pierwszy zgodził się, by część dostaw wyceniać według bieżących notowań na rynku gazowym, ale tylko dla wybranych klientów, m.in. niemieckiego E. ON, włoskiego ENI i francuskiego GDF Suez.
Ale to nie wystarczyło na długo – główni europejscy odbiorcy znów domagają się obniżenia cen, zwłaszcza że ropa w tym roku jest droga. Nie mogąc dojść do porozumienia, występują przeciwko Gazpromowi do międzynarodowego arbitrażu. Na liście skarżących są: E. ON, RWE, GDF Suez i Shell. Dotąd wygrali tylko Włosi – spółka Edison dzięki temu zaoszczędzi w 2011 r. 200 mln euro.