Backloading, czyli wycofanie z rynku 900 mln uprawnień do emisji CO2, miał być sposobem na podwyższenie ich ceny. W unijnym systemie handlu emisjami ETS obecnie uprawnień jest na tyle dużo, że ich cena oscyluje wokół 4 euro za tonę CO2. Niedługo po wprowadzeniu ETS w 2008 r. cena zbliżała się do 40 euro.
Tak znaczny spadek zachęca zwolenników ambitnej walki ze zmianami klimatu do podważania fundamentów ETS, systemu, w którym rynek decyduje o cenie emisji CO2. Dla nich backloading był „czasową interwencją w Europejski System Handlu Emisjami (ETS), mającą uzdrowić niesprawny system" (WWF), a po głosowaniu „stabilność ETS jest w poważnym niebezpieczeństwie" (Greenpeace).
Po drugiej stronie rozbrzmiewa głos przemysłu energochłonnego. – ETS jest w gruncie rzeczy jedynym działającym elementem europejskiej polityki klimatycznej – oświadczył Gordon Moffat, dyrektor EUROFER, organizacji zrzeszającej przemysł stalowy. Argumentuje on, że niższa cena uprawnień to po prostu efekt kryzysu i w dłuższym terminie sytuacja się ustabilizuje.
Komisja Europejska, która najpierw ETS wymyśliła, a kilka lat później uznała, że system nie działa, na razie nie przedstawia żadnego konkretnego planu naprawczego. Ale z oświadczenia Connie Hedegaard, komisarz ds. zmiany klimatycznej, wynika, że jakaś reforma jest przewidywana. Pytanie, czy to konieczne.
Zdaniem Georga Zachmanna, eksperta brukselskiego think tanku Bruegel – zdecydowanie nie. – Cena CO2 na rynku nie jest niska z powodu błędów w konstrukcji ETS. Nawet nie z powodu kryzysu. Problemem jest małe zaufanie biznesu do zapowiedzi polityków – mówi ekspert w rozmowie z „Rz". Według niego krótkoterminowe wahania nie są niczym dziwnym. ETS jest systemem długoterminowym. Stopniowo, co roku ma z niego ubywać 0,7 proc. uprawnień, a więc za kilka-kilkanaście lat emisja CO2 może stać się naprawdę droga. Problemem nie jest nawet nadwyżka uprawnień, która pozwala myślącym długoterminowo przedsiębiorcom zaopatrywać się w nie teraz, by dysponować nimi w gorszych czasach. Wszystko to nie przeszkadza realizacji pozytywnej tendencji, czyli redukcji emisji CO2. I w 2020 r. będzie ona mniejsza o 21 proc. w porównaniu z 2005 r., tak jak planowano.