Innowacyjne "Satisfries" mają mieć 30 proc. mniej tłuszczu i o 20 proc. mniej kalorii niż normalne frytki podawane sieci Burger King. Jeszcze lepiej nowy produkt wypada w porównaniu z produktem McDonald'sa – o 40 proc. tłuszczu i o 30 proc. kalorii mniej. Mała porcja "Satisfries" będzie zawierała 270 kalorii i 11 gram tłuszczu. Ma kosztować o 20-30 centów więcej, za wyjątkiem posiłków dla dzieci – tu cena ma pozostać na nie zmienionym poziomie dla klientów wybierających "Satisfries".
Wielkie sieci fast foodów od lat próbują poprawić swój wizerunek wprowadzając do swojego menu zdrowsze potrawy – np. sałaty, czy organiczne, niskokaloryczne soki. Do tej pory jednak nie próbowano jednak w zasadniczy sposób zmieniać zasadniczego składnika serwowanych posiłków, jakim były gotowane w tłuszczu ziemniaki. Jedyną rewolucją było zapoczątkowane przez McDonaldsa dziesięć lat temu przejście z tłuszczów zwierzęcych na mieszankę olejów sojowo-kukurydzianych, co zmniejszyło znacznie zawartość tłuszczów nasyconych w finalnym produkcie. Zmiany wprowadziły także inne sieci, m.in. Burger King i Wendy's. Frytki kupuje co drugi klient odwiedzający amerykańskie fast foody.
Teraz BK utrzymuje, że "Satisfries" dzięki innej konfiguracji składników, w tym specjalnej cienkiej polewy (której skład jest tajemnicą), absorbują mniejszą ilość tłuszczu.
Zdaniem Aleksa Macedo, prezesa Burger King North America, frytkowa innowacja może być przełomem na miarę wprowadzenia na rynek dietetycznej odmiany napojów gazowanych. "Jest mało realne, aby ludzie zmienili frytki na marchewkę, czy selera – dodaje dietetyczka Burger King Keri Gans – chcemy więc się spotkać z nimi w połowie drogi".
Niezależni specjaliści od odżywiania twierdzą jednak, że nowy produkt BK może wprowadzać konsumentów w błąd. - Frytki pozostaną nadal prostą drogą do przyjmowania dużych ilości kalorii i tłuszczu – ostrzega dietetyczka Mitzi Dulan.