Lotnisko Berlin-Brandenburg (BER) to najbardziej pechowa inwestycja w powojennych Niemczech: kosztowna i owiana skandalami a na dodatek jej oddanie do użytku przesuwa się w czasie o kolejne miesiące. Lotnisko miało być gotowe w październiku 2011 roku. Jednak termin otwarcia był już tak często przesuwany, że berlińczycy nie wierzą w zapewnienia Hartmuta Mehdorna, prezesa spółki budującej obiekt, że lotnisko zacznie działać w 2016 roku.
Tym bardziej, że jak informuje "Bild am Sonntag" lotnisko trzeba rozbudować a to pochłonie kolejne miliardy euro, których spółka nie ma. Mehdorn chciałby rozbudować terminal główny, ale potrzebuje na to co najmniej 1,3 mld euro. Ponad to planuje rozbudowę i unowocześnienie lądowisk i infrastruktury, co ma kosztować 430 mln euro.
Rada nadzorcza BER jeszcze nie zapoznała się z planami prezesa. Najbliższe posiedzenie zaplanowano dopiero na grudzień.
Budowa nowego lotniska w stolicy Niemiec kosztowała już 5,4 mld euro - początkowy koszt lotniska wynosił 2,5 mld euro. Latem spółka budująca obiekt dostała zastrzyk finansowy w wysokości 1,1 mld euro, który czeka jeszcze na zatwierdzenie Komisji Europejskiej. Niemieckie media wątpią czy Mehdornowi uda się otrzymać zgodę na kolejne pieniądze, które pochodzą z budżetu federalnego oraz budżetu krajowego. Senat kraju związkowego Brandenburgia jeszcze w październiku twierdził, ze nie dostał żadnych planów rozbudowy lotniska i o niczym nie wie.
Lokalne media zwracają uwagę, że już podczas planowania lotniska i początku budowy zwracano uwagę na niedoszacowanie liczby pasażerów i przepustowości portu lotniczego. Berlin staje się coraz bardziej atrakcyjny punktem przesiadkowym i potrzebuje znacznie większego lotniska centralnego.