W resorcie zapewniają przy tym, że sprzęt spełnia minimalne wymagania określone w rozporządzeniu ministra edukacji i nauki z końca grudnia ub.r. Niestety, w praktyce to faktycznie minimum. Dziś np. porządna ochrona antywirusowa to podstawa. Podobnie jak zabezpieczenia przed instalowaniem nielegalnego oprogramowania. Tego zabrakło. – Nie zastosowano zabezpieczeń uniemożliwiających instalowanie określonego oprogramowania – przyznaje nam biuro prasowe MC.
Zastrzega jednak szybko, że ze względu na „różne polityki administrowania IT w szkołach oraz ze względu na swobodę nauczycieli w wyborze narzędzi IT wykorzystywanych w realizacji podstawy programowej”, uczniowie i szkoły mogą korzystać z dostępnych w placówkach pakietów oprogramowania. Mogą też sięgać do aplikacji typu open source (ogólnodostępne oprogramowanie). Nikt nie pomyślał o cyberochronie dzieci. Co prawda w resorcie cyfryzacji zaznaczają, iż uruchomiono specjalną rządową platformę „Laptop Dla Ucznia”, gdzie zamieszczono pakiet materiałów informacyjnych i edukacyjnych dotyczących bezpieczeństwa, ale raczej ciężko sobie wyobrazić czwartoklasistę, który dobrowolnie zagłębia się w materiały na stronach ministerstwa.
Potrzebny nadzór
Na działaniach rządu w kwestii programu „Laptop dla ucznia” nie zostawiają suchej nitki specjaliści sektora cyberbezpieczeństwa. Przekonują, iż bez odpowiednich rozwiązań systemowych, wiedzy i przygotowania młodzieży do pracy z komputerem urządzenia te w rękach czwartoklasistów mogą wyrządzić więcej złego niż dobrego.
– Laptop dla ucznia to potrzebna inicjatywa w dzisiejszym świecie nierówności w dostępie do edukacji. Ale jeszcze istotniejsze jest systemowe podejście do cyfryzacji edukacji i włączenie elementów nauki zdalnej i hybrydowej do programu nauczania oraz, jeżeli nie przede wszystkim, świadomego wykorzystania technologii, również w perspektywie cyfrowej higieny – komentuje Sebastian Wąsik, country manager w Baramundi Software.
Zwraca przy tym uwagę, że czwartoklasiści będą mieli całkowitą swobodę ściągania i instalowania oprogramowania z internetu, a tam niedoświadczony użytkownik narażony jest na szereg niebezpieczeństw. – Czwartoklasista najpewniej nie jest w stanie odróżnić legalnego oprogramowania od nielegalnego. Nie potrafi też jeszcze rozpoznać różnych typów cyberataków, jak phishing (wyłudzanie danych), ransomeware (szyfrowanie danych i wymuszanie okupu) czy malwertasing, czyli złośliwe reklamy, które ściągają na komputer użytkownika niebezpieczne oprogramowanie. Dlatego program „Laptop dla ucznia” powinien być rozszerzony o dwutorowe podejście do bezpieczeństwa – sugeruje Sebastian Wąsik.
Z jednej strony komputery powinny być zarządzane przez doświadczonych specjalistów, zaś z drugiej – dzieci powinny jak najszybciej zacząć naukę na temat podstaw cyberhigieny i bezpiecznego korzystania z sieci. Ekspert wyjaśnia przy tym, że na Zachodzie coraz powszechniejszy staje się model, w którym szkoły wykorzystują popularne w biznesie narzędzia do ujednoliconego zarządzania urządzeniami końcowymi. – Pozwalają one zautomatyzować pracę działu IT i zapewnić stosowanie jednolitych standardów bezpieczeństwa na wszystkich urządzeniach. Dzięki temu szkoła może sprawnie i bez większego wysiłku zarządzać dużą liczbą laptopów, sprawiając, że oprogramowanie na nich zainstalowane będzie zawsze aktualne, tzw. dziury w zabezpieczeniach będą załatane, a użytkownicy, czyli w tym przypadku uczniowie, będą zadowoleni ze sprawnego działania urządzenia – dodaje szef polskiego oddziału Baramundi Software.