O ofercie w wartym 13,4 mld zł helikopterowym przetargu dekady prezes podkarpackiej spółki Janusz Zakręcki przypomniał przy okazji wysłania do USA już 300. kompletnej kabiny legendarnych śmigłowców.
Wydarzenie, któremu w mieleckiej firmie nadano w poniedziałek specjalną oprawę, było demonstracją sprawności spółki należącej obecnie do zbrojeniowego giganta Lockheed Martin. I determinacji, by wrócić do gry o zamówienia na śmigłowce wielozadaniowe.
Chyba jest na to szansa. Podsumowując niedawno pierwszych 100 dni w MON, minister Antoni Macierewicz zapowiedział, że niezależnie od toczących się pertraktacji offsetowych z producentem karakali Airbus Helicopters, wybranym w postępowaniu przez poprzedni rząd, obecne kierownictwo resortu obrony rozpocznie negocjacje zmierzające do pozyskania nowych śmigłowców także od firm, które już produkują helikoptery w kraju.
Pominięte w dotychczasowym postępowaniu (nie spełniły wymagań) spółki PZL Świdnik i PZL Mielec ruszyły do szturmu. W poniedziałek, podczas uroczystości w mieleckiej firmie, prezes Zakręcki podkreślał, że jego zakład, który jest w stanie produkować rocznie 24 eksportowe black hawki, dzięki przygotowanym do zwiększenia obrotów liniom technologicznym może dostarczyć armii pierwsze, nowe maszyny w niespełna rok. I będą to śmigłowce w pełni wyposażone i uzbrojone m.in. w oręż produkowany przez Lockheed Martin.
Szefowie LM podkreślają, że tempo, w jakim podkarpacka spółka osiągnęła wyjątkową jakość w produkcji gotowych maszyn, komponentów i struktur, jest bezprecedensowe. PZL jest największym zakładem produkcyjnym LM poza USA i będzie rozwijany jako ważna część strategii zwiększenia udziału rynku międzynarodowego w obrotach i aktywnościach firmy. – Angażujemy się w Polsce na długie lata – podkreślają przedstawiciele koncernu.