W środę chińskie lotnictwo z dumą poinformowało o nowym nabytku. Dzięki maszynie oznaczonej Y-20 Pekin ma być w stanie wzmocnić skuteczność rozmieszczania swoich wojsk na całym świecie.
Nieważne będą warunki pogodowe, nie liczyć będzie się dystans (pod warunkiem, że będzie mniejszy od 5000 km). Y-20 zabierze na pokład 200 ton wyposażenia i dostarczy go w dowolne miejsce. Rzecznik chińskiego lotnictwa, Shen Jinke zachwalał zalety nowego transportowca.
Te wymienione oficjalnie dotyczą możliwości dostarczania pomocy humanitarnej oraz interweniowania przez chińskie siły pokojowe w rejonach potencjalnego konfliktu. Sąsiedzi Chin patrzą jednak z rezerwą, ponieważ Y-20 wzmocni potencjał Pekinu na terenie spornego z wieloma państwami morza Południowochińskiego.
Ceremonia przekazana siłom lotniczym nowego wyposażenia odbyła się z odpowiednim przepychem. Y-20 swój pierwszy lot odbył w styczniu 2013 roku, a w listopadzie rok później debiutował na 10. targach lotnictwa wojskowego w Chinach.
Co w praktyce będzie oznaczać takie wzmocnienie chińskiego lotnictwa? Uzyska ono dostęp do wykonywania dalszych "skoków" pomiędzy kontynentem, bazami na Hainanie a archipelagami spornych Spratly i Paraceli, o które toczą się terytorialne waśnie. Obrona przeciwlotnicza będzie mogła zostać rozmieszczona o wiele sprawniej, jednostki piechoty wzmocnią jej pozycję, w rezultacie sztuczne wyspy budowane przez Pekin zaludnią się w dowolnym momencie żołnierzami i w zależności od zagrożenia - pozorowanego czy prawdziwego - rozszerzając strefę wpływów na morzu Południowochińskim. Nieistniejąca granica nazywana linią dziewięciu kresek, która zagarnia na korzyść Chin ponad 90 proc. morza, do którego zgłasza prawa sześć różnych rządów, stanie się rzeczywistą linią terytorialnej obrony. Między innymi dzięki Y-20. Nawet jeżeli z wyglądu przypomina starego Iła-76 radzieckiej produkcji.