Jego opinia zelektryzowała media, tymczasem surowiec zdrożał w trakcie wczorajszej sesji w Nowym Jorku do 100,09 dolara za baryłkę. Ostatecznie zakończył notowania na poziomie 99,18 dolara.
Powód? Właściwie bez powodu. Wczoraj podano wprawdzie gorsze od spodziewanych dane o zapasach ropy w USA, ale spadek rezerw i tak był już wliczony w cenę. Podobnie jest z innymi czynnikami – wciąż słabnącym dolarem, falą chłodów i niepokojami w Nigerii. Kurs ropy jest w tej chwili tak rozhuśtany, że do wzrostu cen wystarczą niepokoje w Afganistanie i zamieszki po wyborach w Kenii. Rynek nie zauważył natomiast informacji, że właśnie wznowiono wydobycie na Alasce ani o gorszych wynikach gospodarki amerykańskiej, co z pewnością spowoduje spadek zapotrzebowania na energię.
Czy zatem kasandryczne prognozy Tanaki są realne? Tak naprawdę nikt nie wie. Analitycy już nie wiedzą, jak prognozować dalsze ruchy cenowe. – Ropa może stanieć albo zdrożeć – mówił kolega Tanaki, wicedyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energetycznej William Ramsay. – Wydaje się, że informacje ze Stanów powinny spowodować spadek cen. Ale z drugiej strony to początek zimy, a sytuacja geopolityczna jest, jaka jest.
Jego zdaniem nie ma żadnego powodu, aby ropa kosztowała dzisiaj 100 dol. za baryłkę. – Ani poszukiwanie, ani wydobycie ropy nie kosztuje tak drogo. To samo z jej przeróbką i transportem. Wydaje się, że to kilku facetów postanowiło się zabawić na rynku – dodał. Mimo to MAE nie zamierza jednak użyć teraz swoich rezerw w celu uspokojenia sytuacji na rynku. Wysokie ceny ropy powodują wzrost cen także innych surowców energetycznych – gazu, którego notowania to średnia z ostatnich dziewięciu miesięcy notowań ropy, węgla – który również używany jest do produkcji energii.