Nie jest tajemnicą, że na siedem procesów w międzynarodowych arbitrażach, w których inwestorzy występowali lub występują przeciwko Polsce, nasza kancelaria była lub jest zaangażowana w pięciu. Kiedy pracowaliśmy nad jedną ze spraw, wyrok w sprawie Eureko został podany do publicznej wiadomości i nasz przeciwnik do tego wyroku nawiązał. Wtedy też postanowiliśmy starannie go zbadać, żeby się przygotować do ewentualnej polemiki. Nie mieliśmy dostępu do żadnych akt sprawy.
Odszkodowanie w wysokości 35 miliardów złotych to marzenie ściętej głowy
Badaliśmy wyłącznie tekst uzasadnienia podpisany przez dwóch arbitrów i udostępniony opinii publicznej. Jak wiadomo, było tam też bardzo ważne zdanie odrębne polskiego arbitra, profesora Jerzego Rajskiego. Wczytując się dokładnie w uzasadnienie wyroku, w kilku miejscach stwierdziliśmy obcinanie cytowanych wypowiedzi w połowie. Gdy następne zdanie było już niekorzystne, to następowało „ciach”, bo tylko to pierwsze zdanie pasowało do ich tezy. Taka praktyka arbitrom tej klasy nie przystoi.
Czy to oznacza, że była szansa na podważenie niekorzystnego dla Polski wyroku?
G.D.:
Zastrzegamy jedno: nie wiemy, czy to niekorzystne dla Polski rozstrzygnięcie jest słuszne czy niesłuszne. Krytycznie oceniamy tylko uzasadnienie stanowiska większości arbitrów. Nie czujemy się przekonani, że Polska naruszyła prawo międzynarodowe, w świetle tych argumentów, które arbitrzy sami przytoczyli na uzasadnienie swojej tezy. Natomiast może istniały inne jeszcze okoliczności, dokumenty, argumenty, które przesądzały o słuszności stanowiska tych dwóch arbitrów. Tego nie wiemy. A odpowiadając na pytanie: gdyby osoby, które reprezentowały polski rząd w chwili zaskarżenia wyroku, użyły tego rodzaju argumentacji przed sądem belgijskim, jaką my przedstawiamy – mogliby wskórać niewiele albo zgoła nic. Dlatego że sądy państwowe co do zasady nie wtrącają się w merytoryczne stanowisko arbitrów.