— Nie spodziewaliśmy się tak dużego wzrostu popytu na makaron. Więcej zamówień składają przede wszystkim sieci dyskontowe na tanie produkty pod markami własnymi — mówi Paweł Nowakowski, prezes spółki Makarony Polskie. Pierwsze oznaki ożywienia na rynku makaronu widoczne były już w czwartym kwartale, kiedy w Polsce pojawiły się pierwsze oznaki spowolnienia gospodarczego.
— W ciągu ostatnich kilku lat sprzedaż makaronu rosła w Polsce o 3 — 5 proc. W tym roku powinna zwiększyć się o najmniej o 3 proc., ale nie jest wykluczone, że branża może zostać pozytywnie zaskoczona — uważa Paweł Nowakowski. Dodaje, że przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, kiedy poziom bezrobocia był wysoki, polski rynek klusek notował wyższe wzrosty niż po 2004 r.
Makarony Polskie liczą na to, że zanotują w 2009 r. lepszy wynik niż średnia branżowa. Prezes spółki prognozuje, że na koniec tego roku przychody całej grupy powinny wzrosnąć o 27 proc. i przekroczą 116 mln zł. Z 4,5 do 8 proc. mają zwiększyć się udziały marek spółki w krajowym rynku makaronów w ujęciu ilościowym.
Będzie to możliwe m.in. dzięki inwestycjom w zwiększenie mocy produkcyjnych. Od kwietnia firma będzie w stanie wytworzyć 4,3 tys. ton makaronu dziennie. — Aby zyskać przewagę nad większością konkurentów wystarczy, że wykorzystamy je w 80 proc. — zapowiada prezes Makaronów Polskich.
Natomiast co najmniej o 30 proc. powinny w tym roku wzrosnąć przychody należącego do Makaronów Polskich Stoczka produkującego dania gotowe. Wzrost ten ma zapewnić firmie, m.in. wejście do sieci handlowych, gdzie na razie nie ma ona mocnej pozycji. Według Pawła Nowakowskiego walka o udziały w rynku dań gotowych może być jednak trudniejsza niż w przypadku makaronów. Powód to duża nadprodukcja i ostra konkurencja. Aby poprawić efektywność w Stoczku, firma zwolniła kilkanaście osób, a ok. 60 pracującym na produkcji zaproponowała trzy czwarte zamiast całego etatu.