Ledwie analitycy ogłosili, że ropa znalazła swoje widełki cenowe między 50 a 60 dolarów, a już wczoraj przestało to być takie pewne.Choć baryłka surowca Brent w w Londynie kosztowała 51,60 dol., to jednak nikt nie był pewien, czy jej cena nie spadnie w przyszłym tygodniu poniżej tego poziomu.
Wiele będzie zależało od tego, co ostatecznie zostanie ustalone podczas szczytu krajów najbardziej liczących się w gospodarce światowej, tzw. G20. Jeśli każde z uczestniczących państw będzie chciało udowodnić, że jego wpływy powinny być większe, reakcją rynków będzie rozczarowanie, spadek cen najważniejszych surowców przemysłowych i wzrost notowań złota. Jeśli zarysuje się jasno pomysł na rozruszanie gospodarki i skoordynowanie planów, rynki się ucieszą.Podrożeją wówczas ropa i metale, zainteresowanie złotem zaś będzie mniejsze.
Do 2 kwietnia należy jednak oczekiwać realizacji zysków na rynku ropy. Tak więc cena na poziomie 46 – 48 dol. wydaje się jak najbardziej prawdopodobna. Tym bardziej że OPEC dostarcza więcej surowca, niż deklarował, a tradycyjnie ponad limity produkują też Iran, Angola i Wenezuela.
Pierwsze znaki spekulacyjnego popytu były zauważalne na rynku metali przemysłowych.Ceny miedzi wzrosły nawet ponad 4 tys. dol. w transakcjach trzymiesięcznych, ale nikt nie ma wątpliwości,że nie jest to popyt fizyczny,ale jedynie gromadzenie zapasów. Na rynku miedzi pojawili się również dilerzy kupujący dla banków i funduszy wysokiego ryzyka.To oznacza, że powolutku gospodarka wraca na normalne tory.