Po naszym artykule („Rz”, 1 kwietnia) o kończących się pracach nad zamianą akcyzy na podatek ekologiczny oraz wprowadzeniu premii za złomowanie minimum 10-letniego pojazdu i zakup nowego, otrzymaliśmy liczne głosy od czytelników. Sporo pytań dotyczyło pojazdów zabytkowych.
Wszak coroczna opłata od aut o najwyższej emisji szkodliwych substancji, nie spełniających żadnych norm ekologicznych, może sięgać nawet kilku tysięcy złotych. Zdaniem Wojciecha Drzewieckiego z Instytutu Samar, międzyresortowy zespół powinien wprowadzić nawet kilkudziesięcioprocentowe ulgi dla właścicieli aut zarejestrowanych przed wejściem w życie nowej ustawy. Marne byłoby to jednak pocieszenie dla posiadaczy większych kolekcji pojazdów.
Problem dotyczyć może sporej grupy Polaków. Z najnowszych danych GUS wynika, że w kraju jest prawie 700 tys. samochodów w wieku powyżej 31 lat. A przedział 21-30 lat obejmuje kolejne ponad 2,7 mln aut. Niektórzy entuzjaści starej motoryzacji mają w prywatnych zbiorach nawet ponad sto aut.
Z naszych informacji wynika, że podatek nie będzie dotyczył samochodów zarejestrowanych jako zabytkowe - na tzw. żółtych tablicach. Kolekcjonerzy starych aut, ale zarejestrowanych na zwykłych tablicach, nie mogą jednak spać spokojnie. Być może bowiem ustawodawca zdecyduje się pobierać podatek razem ze składką OC. Wtedy opłata będzie nie do uniknięcia. – Byłoby sprawiedliwiej, gdyby podatek trzeba było płacić w formie corocznej winietki lub przy okazji badania technicznego. To bowiem gwarantuje, że podatek pobierany jest tylko od tych samochodów, które faktycznie poruszają się po drogach – uważa Karol Mórawski z komisji ochrony zabytków motoryzacji przy Muzeum Techniki w Warszawie.
Jak tłumaczy Mórawski, coraz więcej kolekcjonerów kupuje 15-20-letnie auta w przyzwoitym stanie, wstawia je do garażu i czeka, aż się jeszcze bardziej zestarzeją. Po latach zamieniają się we wspaniałe ozdoby kolekcji. Teraz tacy hobbyści muszą co roku płacić jedynie kilkadziesiąt złotych obowiązkowego OC. – Jeśli musieliby płacić także podatek ekologiczny, mimo że nie jeżdżą tymi samochodami, ich opłaty co roku szłyby w tysiące złotych. Takie fatalne rozwiązanie byłoby nie tylko niesprawiedliwe, ale i niezgodne z prawem - obciążałoby bowiem podatkiem właścicieli pojazdów, które nigdy nie wyjeżdżają z garaży czy podwórek – alarmuje Mórawski.