Mimo fatalnej sytuacji branży motoryzacyjnej sprzedaż nowych samochodów osobowych w Polsce na razie rośnie. Jak wynika ze wstępnych raportów producentów oraz importerów, do których dotarła “Rz”, w czerwcu na polski rynek trafiło 26 858 nowych aut. To o ponad 6 proc. więcej niż miesiąc wcześniej.
W dodatku w całym półroczu, w którym kryzys gospodarczy najbardziej odbił się właśnie na producentach samochodów, sprzedaż wcale nie spadła. Przeciwnie, w stosunku do pierwszych sześciu miesięcy ubiegłego roku nawet minimalnie wzrosła – z 168,6 do 168,9 tys. Także w maju sprzedaż liczona narastająco od początku roku była wyższa od ubiegłorocznej. Jak podaje Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, w czasie 12 miesięcy liczonych do maja tego roku od czerwca 2008 r. wzrost sprzedaży wyniósł 3,4 proc.
Te niezłe wyniki mogą się jednak wkrótce skończyć. Tendencja wzrostowa wyraźnie słabnie, co widać w kolejnych podsumowaniach sześciomiesięcznych odnoszonych do tych sprzed roku. Jeśli wzrost sprzedaży liczony w kwietniu wynosił 4,5 proc., to w maju obniżył się już prawie o połowę, a na koniec czerwca spadł do zaledwie 0,14 proc.
W dodatku od początku roku zwiększa się rozbieżność pomiędzy wielkością sprzedaży w polskich salonach a liczbą nowych rejestracji. Jak informował w końcu czerwca PZPM, ta ostatnia zmniejszyła się o ponad 16 proc. Oznacza to, że jeszcze większy odsetek kupowanych w Polsce nowych aut (prawie jedna piąta) wyjeżdża za granicę, głównie do Niemiec. Przyczyną są dopłaty, jakie kupujący auta dostają w swoich krajach w zamian za złomowanie dotychczasowych pojazdów. Według PZPM w Niemczech wprowadzenie dopłat zwiększyło w maju liczbę rejestracji o 40 proc. rok do roku, a we Francji o 12 proc.
To sprawia, że dystans, jaki pod względem zakupu nowych samochodów dzieli nas od innych państw w Europie, jeszcze się powiększa. – W UE współczynnik sprzedaży na 1 tys. mieszkańców wynosi 30 sztuk, w Polsce – siedem. Ta różnica wynika z braku rozwiązań prawnych promujących zakup nowych aut, które inne państwa już zastosowały – tłumaczy ekspert KPMG Mirosław Michna.